Wiele rządów pośpieszyło z wysłaniem pomocy, personelu i sprzętu, aby wspomóc działania ratownicze w dotkniętych trzęsieniami ziemi obszarach Turcji i Syrii. Żaden kraj w takiej sytuacji nie jest w stanie poradzić sobie sam. "Tragedia jest przepotworna i nikt nie jest w stanie natychmiast ruszyć z pomocą" - wyjaśnia w Radiu RMF24 Marian Sajnog, wieloletni ratownik górski, który brał udział w akcjach ratowniczych po trzęsieniach ziemi we Włoszech i w Armenii

Bogdan Zalewski: Brał pan udział w akcjach ratowniczych po trzęsieniu ziemi we Włoszech. Był pan także w Armenii. Jak pan ocenia sytuację, czy te działania faktycznie powinny być sprawniejsze?

Marian Sajnog: Po pierwsze się nie da. Jeżeli wyobrazimy sobie teren tak przeogromny, dzielnice całe, które giną, są zawalone. My, przeciętni śmiertelnicy, siedzący przy radiu czy przed telewizorem, czy przy kawie, nie wyobrażamy sobie, co to znaczy. Wyobraźmy sobie, że zawala się raptem w ciągu 30 sekund pół naszego miasta, w którym mieszkamy.

To są sekundy. To jest rzeczywiście kataklizm niewyobrażalny.

Miasteczku Lioni, gdzie 42 lata temu pracowaliśmy w czasie trzęsienia ziemi, były dwa wstrząsy, które trwały w sumie 90 sekund. W tym czasie w tym miasteczku, w którym pracowaliśmy, zginęło 400 osób, a w całym rejonie ponad 3 tysiące. W momencie trzęsienia ziemi. Potem były jeszcze wstrząsy wtórne i śmierć tak zwana późniejsza, pokatastroficzna czy powypadkowa. 

Katastrofa się dzieli na trzy części: faza izolacji, czyli oczekiwania na pomoc, faza ratunek, kiedy przyjeżdżają służby ratunkowe, wojsko, straż pożarna i kto tam tylko jest. I potem faza odbudowy. Te pierwsze godziny są najbardziej istotne. I musimy zrozumieć jedną rzecz. Nie ma takiego systemu na świecie, żeby pomoc dotarła do każdego, w każdym mieście, o każdej porze. Nie ma, nie było i nigdy nie będzie.

Czyli zarówno Turcy, jak i Syryjczycy nie są w stanie sobie poradzić z tym kataklizmem krajowymi załogami ratowniczymi.

Ależ oczywiście, nikt nie jest w stanie, bo to jest coś nieprawdopodobnego, wielkiego. Raptem zawala się ulica, która ma kilka kilometrów długości.

I pan mówi, że to trwa sekundy i właściwie życie zamiera.

I ginie tyle ludzi. Wtedy akcja ratunkowa dopiero się tworzy, dlatego że nikt nie wiedział, że w tym miejscu nastąpi to trzęsienie ziemi. Nawet gdyby wiedział, to i tak nie jest w stanie ratowniczo opanować tego terenu. Jest to po prostu niemożliwe. I dlatego ta faza nazywa się fazą izolacji lub fazą chaosu. Ten chaos musi być. W tym momencie następuje załamanie psychiczne u wielu ludzi. W ciągu 30 sekund czy minuty, czy nawet dłuższego okresu ludzie tracą dorobek swojego życia i bliskich. Tragedia jest przepotworna i nikt nie jest w stanie natychmiast ruszyć z pomocą.

Te głosy do nas dochodzą. To są głosy osób uwięzionych wewnątrz. To jest bardzo przerażające.

Jest jeszcze jedna rzecz. Przycinane są tak zwane media, czyli gaz, woda, prąd. Powstaje wtórne niebezpieczeństwo. To jest zagrożenie ze strony rozmaitych instalacji, które człowiek dla swojej wygody wybudował. I one w tym momencie stają się zagrożeniem. Drugim zagrożeniem są wtórne wstrząsy. W Turcji jest już trzecie trzęsienie ziemi. Do tego jest zima.

Jeszcze dodatkowy czynnik, atmosferyczny.

Gdyby pan chciał to wyreżyserować, to pan tego nie zrobi. Czwarta rano, ludzie są w łóżkach, wygodnie, ciepło i raptem świat się zawala. W Lioni to był 23 listopada, godzina 19.30, niedziela. Nastąpiło trzęsienie ziemi, które zdemolowało miasto, 400 ludzi zginęło, 90 proc. To są dla nas rzeczy niewyobrażalne. Oglądamy to fragmentarycznie w telewizji, ale ten, kto to przeżywa na miejscu, wie, że jest to potworna tragedia.

Pan był we Włoszech w latach 80. My teraz śledzimy światowe agencje, one donoszą, że ludzie będący pod gruzami publikują posty w mediach społecznościowych. Te media się przydają w takich sytuacjach. Mają nadzieję, że ktoś zwrócił uwagę na ich sytuację, że ich uratuje. To się bardzo zmieniło od tego czasu, kiedy pan był we Włoszech.

To jest tak, jakbym porównał taczkę i mercedesa. W tamtych latach nie było możliwości natychmiastowego wyjazdu. Barierami pomocy międzynarodowej jest polityka i religia. Do Armenii nie mogliśmy wjechać. Czekaliśmy przez tydzień i siedzieliśmy na walizkach. Dopiero pan Gorbaczow dał zezwolenie i wtedy ruszyło pospolite ruszenie. I stworzył się potworny bałagan.

To były czasy komunizmu. Teraz mamy Syrię - bardzo skomplikowana sytuacja religia, wojna.

Na przykład zgłosiliśmy nasz akces do udziału w akcji ratunkowej w Iranie, ale miejscowi powiedzieli, że niewierni nie mogą ich dotykać, bo jak pójdą do nieba to Allah będzie miał coś przeciw. To są takie idiotyczne, skomplikowane sprawy. One są barierami międzynarodowej pomocy. Może teraz jest tego trochę mniej, ale w tamtych latach to było powszechne.

Oprócz ludzi, którzy spieszą z pomocą, oprócz sprzętu, o którym już mówiliśmy, jadą tam też wyszkolone psy. Jaka jest ich rola? Jakie są pańskie doświadczenia?

Myśmy we Włoszech byli po raz pierwszy z psem. Piękny pies Ajax, właścicielem był nasz kolega, który był też w tej grupie. Z tym, że to był pies lawinowy. On był szkolony tutaj, w górach, w Karkonoszach, do poszukiwania celu. Natomiast tam zupełnie inaczej to wszystko wygląda. Tam jest nieprawdopodobna kakofonia zapachów: gaz, psujące się mięso, lodówki porozwalane, jakieś inne chemikalia. Te psy muszą być dodatkowo specjalnie wyszkolone. Mamy ich sporo i straż pożarna je ma. Mamy je nie tylko do lawin, ale również do tego typu działań.

Jak psy odróżniają te poszczególne pasma zapachów tej kakofonii.

To już by trzeba było rozmawiać z właścicielami, z przewodnikami psów. Jeden moich kolegów ratowników określił brutalnie, że pies to jest jego ręka ratownicza. To jest narzędzie. Dziś to są nie tylko psy. Mamy dzisiaj kamery termowizyjne, specjalne mikrofony. Elektronika poszła bardzo mocno do przodu. Ludzie spod gruzów dzwonią telefonami. Kiedyś było to niemożliwe.

 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: