Mieszkańcy Gori, którzy opuścili miasto, uciekając przed rosyjskimi bombardowaniami, wciąż nie mogą wrócić do domów. Mimo że Rosjanie wyjechali już z Gori, gruzińskie władze proszą uchodźców o pozostanie w obozach jeszcze przez kilka dni. Wyjaśniają, że wojsko musi upewnić się, czy miasto jest całkowicie bezpieczne.

Władze proszą tych ludzi o cierpliwość przede wszystkim w związku z informacjami o minach, które - jak twierdzą niektórzy - zostawiła w regionie konfliktu rosyjska armia - wyjaśnił przedstawiciel miejscowego samorządu, Giori Gozaszwili.

Uchodźcy czekają na sygnał, że mogą bezpiecznie wrócić do domów. Jak mówią, warunki w obozach są dobre. Irma Mestuniszwili została wraz z córką ewakuowana do górskiej miejscowości Lagodechi przy granicy z Azerbejdżanem. Mieści się tam obóz „Patrioci”, który w czasach pokoju służy za miejsce wypoczynku gruzińskich skautów. Uchodźcy z Gori zostali zakwaterowani w małych, drewnianych domkach. Tuż obok znajdują się toalety, boisko i stołówka. Córka kąpie się w rzece, ja spędzam czas przede wszystkim na rozmowach z innymi kobietami - opowiada Irma.

Uchodźcy z Gori pytani, czy czują niechęć do ludzi, przez których musieli opuścić domy, odpowiadają powściągliwie: To polityka, nie nam ją oceniać. My chcemy spokoju.