30 zakładników, w tym 7 obcokrajowców, przetrzymywanych przez islamistów w kompleksie gazowym na wschodzie Algierii, zginęło w czwartek podczas akcji algierskich sił, które próbowały ich uwolnić - poinformowało Agencję Reutera źródło w algierskich siłach bezpieczeństwa.

Według źródła, na które powołuje się agencja Reutera, wśród zabitych zakładników było ośmiu Algierczyków, dwóch Japończyków, dwóch Brytyjczyków oraz jeden obywatel Francji. Narodowość pozostałych ofiar nie jest znana. Ponadto  podczas akcji śmierć poniosło co najmniej 11 islamistów: dwóch Algierczyków, w tym lider porywaczy Tahar Ben Cheneb, trzech Egipcjan, dwóch Tunezyjczyków, dwóch Libijczyków, Malijczyk i Francuz.

Wcześniej państwowa telewizja algierska poinformowała, że zginęło czterech cudzoziemców - dwóch Brytyjczyków i dwóch Filipińczyków . Podała też, że 13 osób, w tym siedmiu cudzoziemców, zostało rannych.

Hollande nie chciał ujawnić liczby francuskich zakładników

Terroryści twierdzą, że środowy atak był reakcją na rozpoczętą 11 stycznia operację francuskich wojsk na północy Mali, kontrolowanej od wiosny przez islamistów.

Prezydent Francji Francois Hollande potwierdził w czwartek, że wśród zakładników porwanych na terenie kompleksu gazowego są Francuzi. Nie ujawnił jednak ich liczby.

Rząd Algierii nie skorzystał z pomocy USA i Wielkiej Brytanii?

Według Associated Press, Stany Zjednoczone zaoferowały Algierii w środę pomoc wojskową w uratowaniu zakładników, ale rząd algierski odmówił. AP powołuje się na przedstawiciela władz USA, który zastrzegł sobie anonimowość.

Także Londyn miał oferować pomoc, ale rząd Algierii nie skorzystał z niej. Według korespondenta BBC Normana Smitha, brytyjski premier telefonował w tej sprawie w środę wieczorem do premiera Algierii Abdelmaleka Sellala. Sytuacją w Algierii zajmuje się brytyjski sztab antykryzysowy COBRA.

Reuters informuje, powołując się na naocznego świadka, że algierskiemu wojsku udało się zniszczyć pojazdy, którymi poruszali się porywacze. Siły algierskie już w środę otoczyły kompleks gazowy i wykluczyły jakiekolwiek negocjacje z terrorystami.

Islamiści zaatakowali autobus, później wzięli kilkudziesięciu zakładników

W środę islamiści zaatakowali eskortowany przez algierskie siły bezpieczeństwa autobus przewożący pracowników na pole gazowe oddalone o ok. 40 km od In Amenas. W ataku zginął Brytyjczyk i Algierczyk. Później napastnicy przypuścili atak na kompleks, w tym miejsce zakwaterowania pracowników, niedaleko granicy z Libią i wzięli kilkudziesięciu zakładników, w tym obcokrajowców. Nie ustalono dotychczas liczby ani tożsamości zakładników.

Według doniesień medialnych wśród porwanych są obywatele Algierii, Wielkiej Brytanii, Japonii, USA, Francji, Holandii i Austrii.

Terroryści twierdzą, że atak był reakcją na rozpoczętą 11 stycznia operację francuskich wojsk na północy Mali, kontrolowanej od wiosny przez islamistów. Władze algierskie informują, że za porwaniem stoi Al-Kaida Islamskiego Maghrebu.

Pole gazowe, na którym doszło do ataku, znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Libią i jest eksploatowane przez trzy koncerny: algierski Sonatrach, brytyjski BP i norweski Statoil.