Podróż po Europie, która miała być spełnieniem marzeń, zamieniła się w koszmar. Nowozelandka Carol Cowan, po kilometrowym przejeździe "taksówką" w Zagrzebiu, straciła ponad połowę budżetu przeznaczonego na ośmiotygodniową wyprawę. Jak się okazało, nieuczciwy kierowca potrącił z jej konta 1506 euro (ok. 6,4 tys. zł)!

Kiedy Nowozelandka Carol Cowan przyjechała do Zagrzebia pod koniec maja tego roku, nie przypuszczała, że będzie to jednocześnie koniec jej ośmiotygodniowej podróży po Europie - a wszystko przez jeden przejazd taksówką. Pierwsze tygodnie swojej podróży kobieta spędziła we Włoszech i Słowenii. Potem dotarła do Chorwacji, gdzie po zwiedzeniu kilku miejsc, m.in. Zadaru i Splitu, pojechała pociągiem do Zagrzebia.

To była połowa jej podróży. Później miała się udać jeszcze do Serbii, Bułgarii i Grecji.

Brak oznaczeń na pojeździe

Pociąg przyjechał na główny dworzec w Zagrzebiu około 16:30. Było mi gorąco, byłam zmęczona i głodna. Klimatyzacja w pociągu nie działała, a toaleta w moim wagonie była zamknięta, więc rozpaczliwie szukałam toalety na stacji i odrzuciłam uprzejmą ofertę współpasażerki, młodej studentki ekonomii, która miała mnie podwieźć na tramwaj - relacjonuje Cowan, cytowana przez chorwacki portal jutarnji.hr.

Nowozelandka postanowiła wziąć taksówkę do pobliskiej ul. Frankopanskiej. Jest ona oddalona od dworca o nieco ponad kilometr. Zauważywszy po prawej stronie sznur samochodów, skierowałam się w ich stronę i zobaczyłam wysokiego mężczyznę opierającego się o samochód. Powiedział "Hello" i wydało mi się dziwne, że rozpoznał, że mówię po angielsku. Podeszłam do niego i zapytałam, czy to taksówka, ponieważ nie widziałam żadnych oznaczeń na pojeździe. Powiedział, że "tak" - mówi.

"Litery były dla mnie za małe"

Po tym, jak poinformował, że przyjmuje tylko gotówkę, Cowan, która miała wtedy 65 euro, zgodziła się, a kierowca wziął jej bagaż i załadował go do samochodu. I wtedy rozpętało się piekło.

Po chwili zauważyłam, że taksometr wskazuje 42 i trochę się zaniepokoiłam. Nie wiedziałam, w jakiej walucie to jest. Chwilę później, na światłach, taksometr wskazywał 85 - mówi kobieta.

Kiedy Nowozelandka zapytała taksówkarza, czy kwota na liczniku jest w euro, ten podał jej cennik. Litery były za małe dla mnie. Szybko przeliczyłam pieniądze w portfelu - miałam 65 euro i powiedziałam mu: "Nie stać mnie na to, proszę mnie wypuścić!" - zaznaczyła.

Kierowca taksówki zapytał ją, czy ma kartę i powiedział, że zadzwoni do swojego "szefa", który spotka się z nimi w miejscu docelowym z terminalem.

Dziwne zachowanie kierowcy

Kiedy dojechaliśmy na ulicę Frankopańską, taksometr wskazywał 185, a ja płakałam. Wtedy taksówkarz powiedział, że da mi zniżkę i obciąży mnie "tylko" 150 euro. Nie widziałam, jak podjechał drugi samochód, ale słyszałam, jak rozmawiają, a potem mój kierowca przystawił mi terminal do twarzy i powiedział: "150, okej?". Na wyświetlaczu widniało 150, więc powiedziałam: "okej" - mówi Cowan.

Kierowca taksówki powiedział jej, że musi wpisać PIN do urządzenia, wziął kartę z jej ręki i sam włożył ją do terminala. Wpisałam PIN, po czym oddał mi kartę - mówi Carol, która dopiero po odejściu kierowcy zorientowała się, że nie dał jej paragonu. Po kilku godzinach Carol zaczęła mieć wątpliwości.

"Byłam załamana"

Sprawdziłam saldo mojej karty. Zobaczyłam, że naliczono mi 1506 euro! Byłam kompletnie załamana - to połowa mojego budżetu na całą podróż. Natychmiast zgłosiłam pomyłkę. Poszłam szukać komisariatu policji, ale zastanawiałam się, co mogę im pokazać jako dowód i zgubiłam się, więc wróciłam do swojego miejsca zakwaterowania - twierdzi kobieta.

Nie wiedząc, czy dane jej karty zostały skradzione i czy straci resztę pieniędzy, postanowiła natychmiast zarezerwować bilet lotniczy do Nowej Zelandii, zamiast kontynuować podróż. Lot do Singapuru kosztował ją mniej niż jedną trzecią ceny, jaką zapłaciła za przejazd taksówką z dworca na ulicę Frankopańską.

Tej nocy odwołałam wszystko - podróż, zakwaterowanie i wycieczkę po Grecji - i zarezerwowałam lot powrotny - mówi Nowozelandka, która przyznaje, że ten czyn zrujnował jej pierwszą prawdziwą podróż po 10 latach opieki nad ciężko chorym mężem, którego straciła w zeszłym roku.

Myślę, że taksówkarz po pokazaniu mi na ekranie kwoty 150 nacisnął cyfrę 6 i w ten sposób zmienił kwotę na 1506. Nawet 150 euro było niewiarygodną ceną za tak krótki przejazd - dodała.

"Szef" się tłumaczy

Portal skomentował się z właścicielem firmy taksówkarskiej, który przedstawił inną wersję wydarzeń.

Nie prowadziłem taksówki, prowadził ją inny taksówkarz, który nie ma terminala do kart płatniczych. Zadzwonił do mnie i zapytał, czy mogę mu pożyczyć swój. Padał deszcz, nie widziałem, co ten człowiek wpisywał do terminala - powiedział, twierdząc, że nie wiedział, że kwota była tak wysoka.

Dziennikarze zapytali go, jak to możliwe, skoro musiał przelać 1506 euro ze swojego konta taksówkarzowi, na co odpowiedział, że nie powinni być oni tak natarczywi i że w razie popełnienia przestępstwa policja zajmie się sprawą. Dodał, że nikt z policji się z nim jeszcze nie skontaktował, mimo że turystka zgłosiła całą sprawę.