Stan zagrożenia grypą A/H1N1 w Stanach Zjednoczonych. Wprowadził go prezydent Barak Obama. Z powodu świńskiej grypy – jak podają agencje – w USA zmarło ponad tysiąc osób, w tym prawie 100 dzieci.

Rozporządzenie podpisane przez Obamę wprowadza szczególne procedury. Służby medyczne będą mogły omijać pewne wymogi federalne. W razie potrzeby działać na własną rękę i podejmować potrzebne działania, tak aby móc skutecznie walczyć z epidemią.

Według Białego Domu ogłoszenie stanu zagrożenia ma na celu przygotowanie kraju na wypadek szybkiego wzrostu liczby zachorowań. Taka sytuacja mogłaby spowodować, że placówki nie byłyby w stanie skutecznie pracować. Dodajmy, że takie stany zagrożenia ogłaszane są także wówczas, kiedy nadciąga huragan.

Decyzja prezydenta USA wskazuje na to, że sytuacja w Stanach Zjednoczonych musi być poważna. Amerykanie są przerażeni, panicznie boją się świńskiej grypy. Najlepiej świadczą o tym ostatnie wydarzenia z Illinois. Zamknięto tam jedną ze szkół, bo dzieci poczuły się gorzej. Okazało się, że kilkoro uczniów zachorowało na grypę - ale zwykłą, tzw. sezonową.

Skąd więc taka przesadna ostrożność? Od początku roku zanotowano tylko w Illinois ponad 20 śmiertelnych ofiar wirusa H1N1. Setki osób zachorowały. W 135 przypadkach pacjenci wymagali hospitalizacji. Większość z nich to dzieci i młodzież do 24 lat.

Do tej pory na świńską grypę zmarło w USA ponad tysiąc osób. Przedstawiciele departamentu zdrowia mówią, że ponad 100 to dzieci. Ludzie stoją w kolejkach, aby się zaszczepić. Padają prawdziwe rekordy. W Maryland w ogonku ustawiło się ostatnio 1,5 tysiąca osób.