Niedzielny pojedynek przedwyborczy na antenie telewizji publicznej ADR/ZDF był drugą rundą. I zdecydowanie różnił się od pierwszej. Nie był już teleturniejem, w którym politycy próbują, jak najlepiej odpowiedzieć na stawiane im pytania. Tym razem zauważyć można było, że kanclerz Gerhard Schröder i premier Bawarii Edmund Stoiber są nastawieni na ostrą dyskusję.

Obaj politycy zdecydowali się przyjąć nową taktykę. Nie patrzyli prosto w kamery, lecz spoglądali na siebie, wymieniając poglądy na temat wizji państwa po 22 września.

Gerhard Schröder, znając słabe strony swojego przeciwnika, postanowił go sprowokować. Spokój i opanowanie to nabyta cecha Stoibera. Przed kilkoma miesiącami, zanim powołał swojego doradcę medialnego Michaela Sprenga, potrafił krzyczeć z trybuny i denerwować się, krytykując poczynania rządu. Kanclerz docinkami pod adresem bawarskiego premiera próbował obudzić z letargu prawdziwy charakter Stoibera. Nazywał go np. „Robin Hoodem z Monachium”. Bawarski polityk także starał się atakować kanclerza, wytykając mu brak konsekwencji w działaniu, oraz niedotrzymywanie obietnic. W tej dyskusji Stoiber wypadł gorzej niż dwa tygodnie temu. Musi się jeszcze sporo nauczyć, przemawiając do ludzi, którzy oczekują od niego konkretnych propozycji. Często poruszał tematy, których nie rozumie przeciętny Niemiec, mówił ogólnikowo, wymijająco. Podczas dyskusji na temat ewentualnej akacji zbrojnej w Iraku Edmund Stoiber nie odpowiedział jednoznacznie - a tego wszak oczekiwali telewidzowie - czy zamierza wysłać żołnierzy Budenwehry na wojnę. Interweniował Schröder, mówiąc: Panie Stoiber, niech Pan powie telewidzom, wyśle pan żołnierzy na wojnę? TAK czy NIE?

Gerhard Schröder natomiast gorzej poradził sobie z tematem bezrobocia. Trudno było mu się bronić, wiedząc, że nie dotrzymał słowa i nie obniżył w ciągu 4 lat bezrobocia do poziomu 3,5 mln osób. Oddalając zarzuty stawiane mu przez Stoibera, próbował zrzucić winę na przeciwnika. Tłumaczył, że przejmując fotel kanclerza od Helmuta Kohla, bezrobocie było większe. Jakby tego było mało, zarzucił Stoiberowi, że jako premier Bawarii dopuścił do wzrostu bezrobocia w swoim landzie. Te słowa nie przekonały jednak ani komentatorów, ani telewidzów. Dowodem są ostatnie sondaże. Większość wyborców uważa, że to Edmund Stoiber, szybciej obniży bezrobocie i sprawniej poradzi sobie z problemem.

Spór w tematach wojny irackiej, bezrobocia, szkolnictwa, wizji przyszłego rządu trwał 75 minut. Zaraz potem pojawiły się pierwsze wyniki telewizyjnych sondaży. Wskazały na wygraną obecnie rządzącego kanclerza Gerharda Schrödera. 49 proc. uznało, że kanclerz był lepszym „wojownikiem na słowa”. Edmunda Stoibera dobrze oceniało zaledwie 26 proc. ankietowanych. 50 proc. telewidzów uznało, że obecny kanclerz był bardziej przekonujący. O bawarskim premierze w ten sposób wypowiedziało się 28 proc. ankietowanych.

Niedzielny pojedynek w ARD to ostatni taki program przed wyborami 22 września. Był on ciekawszy od pierwszego, choć tym razem zawiodły nieco prezenterki, prowadzące polityczny pojedynek. Sabine Christiansen (ARD) i Maybrit Illsen nie potrafiły sprawnie powstrzymać polityków przed zbytnim gadulstwem. Często zamiast zadawać konkretne pytania, wygłaszały monologi, które nic nie wnosiły do sprawy.

Tomasz Lejman RMF Berlin

14:15