Dwie osoby zginęły, trzynaście zostało rannych w katastrofie śmigłowca w centrum Londynu. Według relacji świadków, maszyna zahaczyła o dźwig w dzielnicy Vauxhall, a następnie runęła na ziemię i stanęła w płomieniach.

Do wypadku doszło we mgle, niedaleko lądowiska dla helikopterów na południowym brzegu Tamizy. Helikopter roztrzaskał się w pobliżu stacji kolejowej Waterloo i stacji metra Vauxhall. Do katastrofy doszło w godzinach porannego szczytu.

Maszyna zahaczyła o dźwig budowlany na dachu jednego z budynków. Górną część dźwigu przesłaniała mgła, więc nie widziałem samego uderzenia - powiedział w BBC jeden ze świadków. Usłyszałem jedynie odgłos uderzenia i zobaczyłem jak helikopter i części dźwigu spadają na ziemię - relacjonował. Usłyszałem ogłuszający hałas. Ulica wypełniła się ogniem i dymem. To było zupełne szaleństwo, jakby nagle wybuchła bomba - opowiadał inny świadek.

Operator dźwigu może mówić o dużym szczęściu. Nasz kolega po raz pierwszy od lat spóźnił się do pracy. Mógł być tam w kabinie, na samym szczycie - opowiadał naszemu dziennikarzowi jeden z budowlańców pracujących przy konstrukcji wieżowca.

Wśród dwóch ofiar śmiertelnych jest pilot śmigłowca oraz jedna osoba, która zginęła najprawdopodobniej w samochodzie. Niestety dwie osoby zginęły na miejscu. Jedna z nich była w helikopterze. Staramy się nie ruszać wraku, który zostanie dokładnie zbadany podczas dochodzenia - powiedział naszemu korespondentowi rzecznik londyńskiej straży pożarnej.

Helikopter spadł na ziemię nieopodal głównej kwatery brytyjskiego wywiadu. Brytyjska policja poinformowała jednak, że był to nieszczęśliwy wypadek. Na miejscu katastrofy bardzo szybko pojawiły się wozy strażackie i służby ratownicze. Przyczyny wypadku na razie nie są znane. Nie jest wykluczone, że spowodowała go mgła, brak oświetlenia na dźwigu lub po prostu błąd pilota. Okoliczności zdarzenia zbada specjalna komisja.