68-letni Serb, którego ciało wraz ze zwłokami 17-letniej Polki znaleziono w hotelu "Świteź" w Łucku, tuż przed śmiercią pojawił się w lokalnej telewizji. Kilkanaście dni przed tragedią wziął udział w ulicznej sondzie. Parę z ranami postrzałowymi głowy odnaleziono 21 stycznia w hotelowym pokoju.

Serba z nastolatką spotkali w centrum Łucka dziennikarze miejscowej telewizji AWERS. Nagrywali sondę uliczną na temat życia w mieście. Gdy podeszli do pary, dziewczyna na widok kamery uciekła i z pewnej odległości dawała znaki mężczyźnie, by szybko zakończył nagrywanie wypowiedzi - relacjonowali dziennikarze.

Serb jednak rozmawiał przed kamerą kilka minut, był bardzo otwarty, żartował, często się śmiał. Mówił, po co przyjechał do Łucka, opowiadał, że kiedyś miał tu małą firmę. Na koniec pozdrowił ulicę Włodymirską, bo - jak tłumaczył - tam mieszkają gangsterzy. Dodał, że kiedyś w Łucku ukradziono mu autobus. Oto biznes po ukraińsku - zakończył rozmowę. 

Przeniósł się do Polski w latach 80.

Trwa wyjaśnianie okoliczności śmierci obu osób. Jak donosi dzisiejszy "Fakt", 68-letni Ratko V. prowadził bardzo rozrywkowe życie i lubił towarzystwo młodych kobiet. Przybył do Polski na początku lat 80. z Jugosławii i w Pniewach (woj. wielkopolskie) założył firmę. Zarobił na niej sporo pieniędzy, czym przyciągał młode dziewczyny z okolicy. Na Ukrainę pojechał w interesach. Chciał ściągnąć długi od kontrahentów. Mogło chodzić nawet o kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

Ciała znalazła pokojówka

68-latka i jego 17-letnią partnerkę znaleziono 21 stycznia w hotelu "Świteź" w Łucku. Zameldowali się w pokoju kilka dni wcześniej. Ich ciała zauważyła pokojówka. Mieli rany postrzałowe głowy. Według pierwszych hipotez Serb mógł najpierw zabić swoją 17-letnią konkubinę, a potem popełnić samobójstwo. Sprawę bada ukraińska prokuratura.