Z apelem o oglądanie filmików promocyjnych w internecie zwróciła się do rodaków wicepremier Veronika Remiszova. Chodzi o nagrania zamówione przez poprzedni rząd, opłacone dzięki funduszom unijnym, które muszą osiągnąć założoną oglądalność - inaczej Słowacja będzie musiała zwrócić dotację.

Filmiki reklamowe zamówił poprzednik Remiszovej, która jest także ministrem rozwoju regionalnego, Richard Raszi. Miały one promować wykorzystanie funduszy Unii Europejskiej do informatyzacji i cyfryzacji państwa i były przeznaczone dla kategorii wiekowej od 15 do 30 lat. Wśród szczególnie krytykowanych spotów jest taki, który mówi o odchodzeniu od papieru w urzędach, a prezenter dodaje: "Spokojnie, nie chodzi o papier toaletowy".

Warunkiem pozyskania dotacji było co najmniej 100 tys. wyświetleń na portalach społecznościowych. W przeciwnym razie Słowacja będzie musiała zwrócić co najmniej 80 tys. euro.

Remiszova zaapelowała w internecie, by mimo złej jakości filmów Słowacy oglądali je, pomagając w osiągnięciu ustalonej z UE oglądalności. Apel poskutkował. Zamiast maksymalnie 700 odsłon, filmiki na YouTube po apelu wicepremier mają już ponad 38 tys. odsłon.

Remiszova i media podkreślają, że Słowacja miała problem z wykorzystaniem i z rozliczaniem dotacji także w poprzednich latach. Według resortu rozwoju regionalnego w latach 2007-2013 trzeba było zwrócić 997 mln euro, a za kolejny okres długoterminowego finansowania UE, zażądano zwrotu 81 mln euro.