To kandydat przyszłości. Francja będzie szczęśliwa, jeżeli zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych - to słowa Nicolasa Sarkozy'ego po spotkaniu z ciemnoskórym kandydatem w amerykańskich wyborach prezydenckich Barackiem Obamą.

Takie słowa oznaczają, że prezydent Francji nieoficjalnie poparł Baracka Obamę w amerykańskim wyścigu o prezydenturę. Sarkozy zaznaczył wprawdzie, że nie chce się mieszać w wewnętrzne sprawy Stanów Zjednoczonych, ale jednocześnie nazwał Obamę swoim kumplem.

Zresztą, zdaniem większości komentatorów, wyrażał się o nim z tak dużą sympatia, że trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, iż popiera kandydata Demokratów. Podkreślił np., że całkowicie zgadza się z opinią Baracka Obamy, który w przeciwieństwie do kandydata Republikanów Johna McCaina, uważa, że z terrorystami trzeba raczej wałczyć w Afganistanie, a nie w Iraku.

Senator z Illinois stwierdził natomiast, że ma wielką słabość do Francji i oświadczył, że bardzo chciałby mieć na co dzień tyle energii, co Nicolas Sarkozy.

Obama zaapelował w Paryżu do władz Iranu, by nie czekały z zatrzymaniem nuklearnego programu zbrojeniowego do wyborów w USA, bo presja wywierana na Teheran będzie się zaostrzać.