Turecki wicepremier Besir Atalay poinformował o aresztowaniu dziewięciu obywateli Turcji, które mogą mieć związek z wczorajszym zamachem bombowym w mieście Reyhanli. W eksplozji dwóch samochodów pułapek zginęło 46 osób, a 140 zostało rannych.

Na razie nie ujawniono tego, kim są aresztowane osoby i czy są one członkami jakiejś organizacji terrorystycznej. Minister spraw wewnętrznych Muammer Guler sugerował, że atak został przeprowadzony przez ugrupowanie powiązane z syryjskim wywiadem. Nie wyjaśnił jednak, o jaką konkretnie grupę miałoby chodzić i jakie dowody przemawiają za tą wersją wydarzeń.

Turecka telewizja informacyjna NTV podała dziś, że bilans ofiar zamachu wzrósł do 46, po tym jak trzy osoby ranne zmarły w szpitalu. Poinformowała też, że jeszcze dziś rano w szpitalach było ok. 50 rannych.

Zamach na południu Turcji ostro potępili sekretarz generalny ONZ  i szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry. Nic nie może usprawiedliwić ataku na cywilów - oświadczył Ban Ki Mun. Kerry zapewnił, że USA stoją po stronie swego sojusznika - Turcji. Wiadomości o zamachu w Reyhanli określił jako "przerażające".