Prezydent USA Donald Trump nakazał rozmieszczenie dwóch okrętów atomowych w "odpowiednich rejonach". To reakcja na prowokacyjne groźby byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa.

"W oparciu o wysoce prowokacyjne wypowiedzi byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który obecnie jest wiceprzewodniczącym Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, wydałem rozkaz rozmieszczenia dwóch atomowych okrętów podwodnych w odpowiednich rejonach, na wypadek gdyby te głupie i prowokacyjne oświadczenia okazały się czymś więcej" - napisał Donald Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social.

"Słowa są bardzo ważne i często mogą prowadzić do niezamierzonych konsekwencji. Mam nadzieję, że tym razem tak się nie stanie" - dodał.

Lider USA nie sprecyzował, czy rozkaz dotyczy okrętów, które przenoszą broń nuklearną. Reuters przypomina, że amerykańska flota dysponuje 71 łodziami podwodnymi. Wszystkie z nich mają napęd atomowy, ale nie wszystkie przenoszą broń jądrową.

Komentarz z Rosji

Decyzja Donalda Trumpa wywołała już pewną reakcję w Rosji.

Rosyjska agencja TASS cytuje wypowiedź Wiktora Wodołackiego - pierwszego zastępcy przewodniczącego Komisji Dumy Państwowej ds. Wspólnoty Niepodległych Państw, integracji euroazjatyckiej i stosunków z rodakami.

Wodołacki powiedział TASS, że: Po oceanach pływa znacznie więcej naszych (rosyjskich) atomowych okrętów podwodnych i mają one najsilniejszą, najbardziej potężną broń. Pozwólcie dwóm łodziom Trumpa pływać. Od dawna są na celowniku.

Urzędnik wskazał ponadto, że nie może być odpowiedzi ze strony Rosji na ruch amerykańskiego prezydenta, "bo Kreml zdaje sobie sprawę, z kim ma do czynienia". Ostatnich kilka miesięcy udowodniło, że Donald Trump jest politykiem, który zmienia zdanie przez 24 godziny na dobę - powiedział.

Rosjanin uważa, że w obecnej sytuacji bardziej logiczne byłoby kontynuowanie przez Stany Zjednoczone wysiłków, które miałyby doprowadzić do porozumienia między Rosją a Ameryką, "aby cały świat uspokoił się i przestał mówić o wybuchu III wojny światowej".

Co poprzedziło decyzję Trumpa?

Piątkowe wieści podane przez Donalda Trumpa to odpowiedź na przekazy Dmitrija Miedwiediewa dotyczące groźby wojny Rosji z USA. Były rosyjski prezydent i premier pisał niedawno, że ostatnie, nowe ultimatum postawione Rosji przez USA to "groźba i krok w stronę wojny" pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją.

"Współpraca handlowa Rosji i USA jest niemal żadna. I niech tak pozostanie, a Miedwiediewowi, przegranemu byłemu prezydentowi Rosji, który myśli, że ciągle jest prezydentem, trzeba powiedzieć, żeby uważał na słowa. Wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę" - odpowiedział amerykański prezydent. Krytykując Indie za kupowanie rosyjskiej broni i surowców, przywódca USA nazwał rosyjską i indyjską gospodarkę "martwymi".

Do tej wypowiedzi Donalda Trumpa odniósł się Dmitrij Miedwiediew.

"Jeśli chodzi o tak zwaną 'martwą gospodarkę' Indii i Rosji oraz ostrzeżenie przed 'wkraczaniem na niebezpieczne terytorium' - może powinien przypomnieć (Trump - przyp. red.) sobie swoje ulubione filmy o żywych trupach i zastanowić się, jak niebezpieczna może być 'martwa ręka', nawet taka, która nie występuje w naturze" - napisał rosyjski polityk, dodając emotikonę śmiechu.

Miedwiediew odwołał się do terminu "dead hand", czyli "martwej ręki". "Dead hand" (ros. Perymetr) to potoczna nazwa radzieckiego, a obecnie rosyjskiego, automatycznego systemu odpowiedzi nuklearnej, opracowanego w czasach zimnej wojny. System ten został zaprojektowany jako tzw. program drugiego uderzenia - w przypadku zniszczenia rosyjskiego dowództwa w wyniku ataku jądrowego, "Dead Hand" miał automatycznie uruchomić odwetowy atak nuklearny na wyznaczone cele.

Miedwiediew - brać, czy nie brać pod uwagę to, co mówi?

Nie jest jasne, co w praktyce oznacza piątkowy komunikat Donald Trumpa, lecz jest to pierwszy raz, kiedy agresywne wypowiedzi byłego prezydenta i premiera Rosji - który wielokrotnie wcześniej wysyłał zawoalowane groźby nuklearne - sprowokowały konkretną odpowiedź ze strony Stanów Zjednoczonych. Wcześniej były zbywane - w tym przez samego prezydenta USA - jako wypowiedzi człowieka nie mającego wpływu na decyzje podejmowane na Kremlu.

W podobny sposób jeszcze w czwartek do działań Rosjanina odniósł się sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Marco Rubio, który stwierdził, że Miedwiediew "nie jest decydentem" i nie uczestniczy w rozmowach z USA.

Ale z drugiej strony oczywiście jest kimś, kto kiedyś tam piastował urząd i nadal pełni funkcję w rządzie, a jego słowa będą miały wpływ, będąc swego rodzaju prowokacją - powiedział szef amerykańskiej dyplomacji w wywiadzie dla radia Fox.