Władza w Rosji obiecuje uproszczenie rejestracji partii politycznych, a czarne chmury zbierają się nad głową szefa Centralnej Komisji Wyborczej, oskarżanego o fałszerstwa wyborcze. To efekt wczorajszej wielotysięcznej manifestacji opozycji w Moskwie.

Według opozycji, w rosyjskiej stolicy zebrało się 120 tysięcy demonstrantów, MSW mówiło o co najmniej 28 tysiącach. Protestujący przeciw fałszerstwom wyborczym skandowali Rosja bez Putina! i zapowiadali powtórzenie manifestacji w styczniu. Mówili też, że nie dopuszczą do sfałszowania przyszłorocznych wyborów prezydenckich, w których wystartuje Władimir Putin.

Pytanie, czy pod wpływem protestów władze w Moskwie zgodzą się na rzeczywiste ustępstwa, czy też przyjmą jedynie taktykę na osłabienie społecznych emocji. Mogą poświęcić Władimira Czurowa - szefa Centralnej Komisji Wyborczej. Tuż przed wczorajszą demonstracją doradcy prezydenta z rady zajmującej się prawami człowieka wyrazili bowiem wotum nieufności wobec "czarodzieja Czurowa" - jak się go nazywa w Rosji. Problem w tym, że jego odwołanie nie zmieniłoby niczego, bo to jedynie wykonawca poleceń.

Eksperci są również zgodni, że władza świadomie zezwala na demonstracje. Sondaże dają obecnie Putinowi około 40 procent poparcia, co grozi drugą turą w wyborach prezydenckich. Stąd ta nagła liberalizacja - by nie można było oskarżać Putina, że wygrał wybory nasilając represje.

W innym scenariuszu rejestracja opozycyjnych partii jest najlepszym sposobem na rozbicie i tak skłóconej już opozycji. Pojawiają się także opinie, że Putin położy na stole ofiarnym obecnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, by scementować obóz władzy.