Nawet 120 tysięcy demonstrantów mogło zebrać się w Moskwie, by protestować przeciw sfałszowaniu wyborów do Dumy, które wygrała rządząca Jedna Rosja. Zdaniem wielu komentatorów, ta największa od lat manifestacja pokazała, że kruszą się fundamenty władzy Władimira Putina.

Według rosyjskiego MSW, na ulice Moskwy wyszło co najmniej 28 tysięcy osób. Z kolei opozycja mówi o 120 tysiącach demonstrantów. Nad ich głowami powiewały różnorakie flagi - byli i komuniści, i nacjonaliści.

Przyjdziemy tu znowu! Rosja bez Putina! - skandowały tysiące demonstrantów na zakończenie wiecu.

Do manifestujących dołączył były wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin i to jego wystąpienie było największym zaskoczeniem. Kudrin, wieloletni przyjaciel Putina z rządu, wezwał do przedterminowych wyborów. Przekonywał, że trzeba działać, rejestrować partie i walczyć: Należy zorganizować platformę dla dialogu, bo inaczej - rewolucja. Stracimy szansę pokojowej transformacji.

Według informacji policji, nikogo z demonstrujących nie zatrzymano. Opozycja zapowiada natomiast, że wyjdzie na ulice ponownie w styczniu i nie pozwoli na sfałszowanie wyborów prezydenckich, dzięki którym Władimir Putin chce wrócić na Kreml.

W Moskwie spokojnie, ale we Władywostoku były zatrzymania

Jak podało radio Echo Moskwy, w sobotę jeden z pierwszych protestów odbył się we Władywostoku, gdzie zatrzymano jedną osobę.

Z kolei w Nowosybirsku protestujący przeciwko wynikom wyborów zorganizowali pochód. W części miasta wstrzymano ruch samochodowy. Demonstranci nieśli transparenty z hasłami wzywającymi do przeprowadzenia uczciwych wyborów.