Dzienniki w Rosji piszą dziś o śmierci technika pokładowego Jaka-40 Remigiusza Musia. Podkreślają, że był on jednym z najważniejszych świadków w śledztwie w sprawie katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem. Ciało 42-letniego byłego technika pokładowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 r. lądował w Smoleńsku, znalazła żona w piwnicy bloku w podwarszawskim Piasecznie.

Rządowa "Rossijskaja Gazieta" określa polskiego chorążego jako "kluczowego świadka" tragedii smoleńskiej. Dziennik przypomina, że "to on ostrzegł załogę Tu-154, wśród pasażerów którego był prezydent Lech Kaczyński, o trudnych warunkach pogodowych (na lotnisku w Smoleńsku)". "Później utrzymywał, że załoga Tupolewa otrzymała zgodę na zejście do 50 metrów, jednak odczyt rozmów pilotów z rosyjskimi kontrolerami zaprzeczył tej wersji" - czytamy. O samobójstwie Musia wspominają również dzienniki "Komsomolskaja Prawda" i "Moskowskij Komsomolec". Pierwsza podkreśla, że "przez radiostację pokładową słuchał rozmów załogi z kontrolerem i dlatego wraz z pilotem Jaka-40 Arturem Wosztylem był kluczowym świadkiem w sprawie katastrofy Tu-154". Powołując się na Prokuraturę Okręgową w Warszawie "Komsomolskaja Prawda" informuje, że "na razie nie ma żadnych podstaw do podejrzeń, że z jego śmiercią mogą mieć związek osoby trzecie". "Wszelako jego koledze Wosztylowi chcą teraz przydzielić ochronę. Szef polskiej komisji parlamentarnej badającej katastrofę i współpracownik Jarosława Kaczyńskiego - Antoni Macierewicz już zdążył oznajmić, że to, co się stało, nie jest dziełem przypadku" - podkreśla dziennik. Natomiast "Moskowskij Komsomolec" podkreśla w tytule, że "W Polsce zaciśnięto smoleńską pętlę". "Czy komuś może zależeć na usunięciu świadków katastrofy?" - pyta.

"Moskowskij Komsomolec" dodaje, że "wartość zeznań technika pokładowego polega na tym, że - jak twierdził - kontroler zezwolił maszynie na zejście do 50 metrów, podczas gdy oficjalna wersja zbudowana jest na tym, że kontroler takiej zgody nie dawał i że samolotowi polecono, aby z powodu gęstej mgły nie schodził poniżej 100 metrów". "Znaczenie Musia jako świadka wzmacniał fakt, że losy nagrania, które miało utrwalić te rozmowy, są nieznane. Ponadto twierdził on, że słyszał dwa wybuchy przed katastrofą" - pisze gazeta, dodając, że "technik pokładowy faktycznie był jedynym punktem zaczepienia dla tych, którzy podważają oficjalną wersję tragedii"."Moskowskij Komsomolec" zaznacza, że "policja na razie uważa samobójstwo Musia za priorytetową wersję".

Sekcja zwłok Remigiusza Musia wykazała, że popełnił on samobójstwo. Nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich - twierdzą stołeczni śledczy. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy, którzy mieli relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.