Organizacja Narodów Zjednoczonych, Czerwony Krzyż i inne organizacje humanitarne zamykają swe biura w Afganistanie i ewakuują swych pracowników. Zdaniem komentatorów może to być kolejny znak, że amerykańskie ataki odwetowe, za wtorkowe zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku i Waszyngtonie, są nieuniknione.

Za zamachy, w których mogło zginąć tysiące ludzi, Stany Zjednoczone obarczają odpowiedzialnością ukrywającego się w Afganistanie saudyjskiego terrorystę Osamę bin Ladena. Ale rządzący w Afganistanie Talibowie, już w dniu zamachów zaprzeczyli jakoby miał on z nimi cokolwiek wspólnego. Mianem "całkowicie zmyślonych" określili też informacje na temat objęcia bin Ladena aresztem domowym. Jednak amerykańskie władze mają 95 procent pewności, że mózgiem całego ataku był właśnie terrorysta numer jeden na liście FBI – Osama bin Laden. W Stanach Zjednoczonych odczuwa się silną presję na to, by odwetowy atak nastąpił szybko. Prezydent Bush oświadczył jednak wczoraj, że potrzeba cierpliwości, co oczywiście można odczytać jako sugestię, że szybka akcja nie będzie możliwa. Także sekretarz stanu Collin Powell twierdzi, że może do niej nie dojść w najbliższych dniach. Zapewne wiele zależy od tego jak szybko uda się zdobyć poparcie świata w formie jakiejś choćby politycznej antyterrorystycznej koalicji. Nie bez znaczenia jest też forma ataku. Nalot powietrzny można uruchomić prawie natychmiast, inwazję lądową przygotowuje się długo a tym razem inwazja nie jest wykluczona. Społeczeństwo w obliczu strat w Nowym Jorku i Waszyngtonie gotowe jest się zgodzić nawet na ryzykowne uderzenie lądowe. Jednym z istotniejszych czynników jest oczywiście zaskoczenie i jeśli przypomnimy sobie ataki na Irak w 1991 i 1998 roku a także bombardowania Jugosławii w 1999 roku z dużym prawdopodobieństwem możemy uznać, że nasze szanse przewidzenia kiedy to nastąpi są minimalne. I o to właśnie chodzi.

08:45