Sąd apelacyjny w Kalifornii zasugerował, że Roman Polański może złożyć wniosek o proces zaoczny w sprawie zarzucanego mu gwałtu sprzed 32 lat - podaje dziennik "Los Angeles Times".

Ten sam sąd wczoraj odrzucił wniosek reżysera o umorzenie postępowania, bo uznał, że proces zaoczny byłby dobrą okazją, by ustosunkować się do twierdzeń Polańskiego, jakoby podczas pierwotnego prowadzenia sprawy miało dojść do wielu nadużyć ze strony amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Sąd chce ocenić dowody dostarczone przez adwokatów Polańskiego. Jeśli okażą się one przekonujące, sąd stanowy mógłby orzec wyrok, który nie skutkowałby dalszym pozbawieniem Polańskiego wolności.

Jak pisze "LA Times", decyzja sędziów zaskoczyła ekspertów. Ci ostatni twierdzą, że sąd apelacyjny chciał w ten sposób udzielić wszystkim stronom, w tym sądowi niższej instancji, pewnych wskazówek dotyczących ostatecznego rozstrzygnięcia tej sprawy.

Roman Polański został zatrzymany na lotnisku w Zurychu 26 września na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania sprzed ponad 30 lat. Reżyser trafił następnie do aresztu ekstradycyjnego. 4 grudnia został przewieziony do aresztu domowego. Od tego czasu przebywa w swojej posiadłości w szwajcarskim kurorcie Gstaad. Warunkiem opuszczenia aresztu ekstradycyjnego było wpłacenie trzech milionów euro kaucji, zdeponowanie dokumentów tożsamości i uprawniających do podróży, a także poddanie się nadzorowi elektronicznemu. W Gstaad Polański oczekuje na decyzję szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości w sprawie ewentualnej ekstradycji do Stanów Zjednoczonych. Zwrócili się już o nią amerykańscy prokuratorzy.