Do 289 wzrosła liczba śmiertelnych ofiarach pożaru w fabryce tekstyliów w Karaczi. Wcześniejszy bilans mówił o 236 zabitych i kilkunastu rannych. Służby nadal przeszukują i dogaszają zgliszcza. Do tej pory nie ustalono, jaka była przyczyna pojawienia się ognia.

Pożar wybuchł wczoraj wieczorem. W zakładzie zatrudnionych jest ok. 450 osób. Nie wiadomo dokładnie, ilu z nich było wewnątrz, gdy wybuchł ogień.

Według szefa strażaków Ehtishama ud-Dina większość ofiar śmiertelnych to osoby, które nie mogły się wydostać z piwnicy. Pracownicy mówią też o tym, że ogień zajął całą fabrykę w ciągu dwóch minut, a ucieczkę przed nim utrudniały kraty w oknach i zamknięta brama.

Brama była zamknięta. Byliśmy uwięzieni w środku. Właściciele bardziej przejmowali się zabezpieczeniem ubrań niż bezpieczeństwem pracowników - skarżyli się ranni pracownicy zakładu. Ich zdaniem wiele osób mogłoby się uratować, gdyby w oknach nie było krat.

Pakistańska policja wyjaśnia obecnie przyczyny pożaru. Poszukuje też właścicieli zakładu.

Kilka godzin przed pożarem w Karaczi zapaliła się fabryka obuwia w innym pakistańskim mieście. Według najnowszych doniesień służb, w pożarze w Lahur zginęło 25 osób.

Wtorkowe pożary są dowodem na kłopoty z bezpieczeństwem i higieną pracy w Pakistanie. Krytycy tamtejszego rządu twierdzą, że jest on zbyt skorumpowany i nieporadni, by objąć opieką pracowników. Zarzucają mu też bierność w sprawie takich problemów jak przerwy w dostawach energii, powszechne ubóstwo czy talibska rebelia.