W Stanach Zjednoczonych trwa zakrojone na bezprecedensową skalę śledztwo, które ma znaleźć winnych przedwczorajszych zamachów terrorystycznych na World Trade Center i budynek Pentagonu. To największe śledztwo w historii USA. Uczestniczy w nim jedna czwarta wszystkich agentów FBI.

Agenci korzystając z list pasażerów, rachunków z wypożyczalni samochodów, nagrań wideo z parkingów i lotnisk, byli w stanie zidentyfikować - według przecieków prasowych - od 12 do 24 osób, które prawdopodobnie uczestniczyły w porwaniach samolotów. Wśród tych ludzi są co najmniej 4 osoby z uprawnieniami pilotów, które szkoliły się w USA. Na razie nie było żadnych aresztowań – zatrzymano osoby, które mogły udzielić jakichkolwiek informacji, między innymi policja przeprowadziła akcję w centrum Bostonu, ale osobę, którą wtedy poszukiwano zatrzymano później. W związku z informacjami o pilotach, którzy poprowadzili maszyny na Nowy Jork i Waszyngton, prowadzi się dochodzenie na Florydzie – tam najprawdopodobniej ludzie ci od połowy czerwca uczęszczali do szkoły pilotażu. Dwaj z nich to bracia z Arabii Saudyjskiej. Niektórzy z prawdopodobnych porywaczy mieli powiązania z organizacjami terrorystycznymi – FBI nie podaje jednak z jakimi.

Kongres przygotowuje odpowiednią ustawę, która już dziś powinna trafić na biurko prezydenta. Umożliwi ona przeznaczenia 20 miliardów dolarów na akcję ratunkową, śledztwo i dodatkowe działania zabezpieczające przed możliwością kolejnego ataku. Prezydent i jego doradcy pracują nad strategią odwetu wobec autorów zamachu. Sekretarz obrony Donald Rumsfeldt zwrócił się do amerykańskich żołnierzy z oświadczeniem, że wkrótce kraj zażąda od nich znacznie więcej niż do tej pory. Po szoku, zaskoczeniu, przerażeniu przychodzi czas żałoby po tych, którzy nie wrócili do domów już na drugą noc i nie ma ich na listach rannych w szpitalach.

09:30