Amerykański reżyser Michael Moore znów wywołuje kontrowersje. W dokumentalnym filmie „Sicko”, który został zaprezentowany na festiwalu w Cannes, zaatakował system opieki zdrowotnej w USA i zasugerował, że znacznie lepszy jest na komunistycznej Kubie.

Reżyser stwierdził, że musiał wywieźć kopię tego filmu poza granice USA, ponieważ obawiał się, że wszystko, co nakręcił na Kubie, zostanie skonfiskowane.

Zdaniem wielu komentatorów, Moore jak zwykle wykorzystuje każdą okazję, aby zrobić sobie reklamę. Ponieważ kręcił na Kubie bez odpowiedniego pozwolenia, władze USA wszczęły dochodzenie, aby ustalić, czy nie złamał nałożonego na ten kraj embarga ekonomicznego.

Moore twierdzi, że to jego adwokaci poradzili mu ukrycie kopii filmu zagranicą. Zapewnia jednocześnie, że na terytorium Kuby znalazł się przypadkowo. Reżyser początkowo chciał udać się do amerykańskiej bazy wojskowej Guantanamo, by udowodnić, że terroryści z Al-Kaidy są tam lepiej leczeni, niż jego rodacy, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu w czasie akcji ratunkowej po zamachach na World Trade Center. Dziennikarzom, którzy zarzucili mu brak obiektywności, zasugerował, że cel uświęca środki.

Trzy lata temu Moore zdobył w Cannes Złotą Palmę za film dokumentalny „Farenheit 9/11”, w którym skrytykował administrację prezydenta USA George’a W. Busha i wojnę w Iraku.