Młoda Brytyjka wmówiła swojej rodzinie, że jedzie z własnym 14-miesięcznym dzieckiem na wakacje do Turcji. Tak naprawdę kobieta wyjechała do Syrii, by wesprzeć Państwo Islamskie. Szybko jednak znudziło ją życie wśród terrorystów.

26-letnia Tereena Shakil miała ponoć obsesję na punkcie terrorystycznego ugrupowania. Porzuciła swojego męża i wyjechała do stolicy ISIS w Rakce. Tam chciała poślubić członka Państwa Islamskiego, by następnie rodzić "Lwiątka" - czyli następną generację dżihadystów.

Podczas czteromiesięcznego pobytu w Syrii kobieta ubierała swoje dziecko w ubrania z logiem Państwa Islamskiego oraz dawała mu broń, by robić "urocze" - według niej - zdjęcia i udostępniać je na portalach społecznościowych. Chwaliła się też, że jej synek potrafi już powiedzieć "Allah Akbar". 

Kobieta wyjeżdżając zostawiła rodzinie list, w którym napisała "jeśli to czytacie, to mnie już nie ma". Zaznaczyła też, że "poświęca się" dla rodziny. 

W jednym z postów ze stolicy Państwa Islamskiego napisała, że mogłaby spokojnie opuścić to miejsce, gdyby tylko chciała. Mogę odejść, ale nie chcę. Chcę umrzeć jako męczennica. To błogosławieństwo być męczennikiem - pisała.

Po pewnym czasie życie wśród dżihadystów zaczęło się jej jednak nudzić. Nie była w stanie odnaleźć wymarzonego męża-terrorysty - jednego z absztyfikantów miała odrzucić, bo "nie miał wystarczająco włosów", a inny był kulawy. W styczniu zeszłego roku kobieta wyjechała z Syrii i wróciła do Wielkiej Brytanii. Została aresztowana zaraz po przylocie, na lotnisku w Birmingham.

Shakill próbowała przekonać brytyjskich sędziów, że podczas pobytu w Turcji zakochała się w Arabie o imieniu "Ahmed". Miał on ją porwać i przemycić do Syrii, gdzie zmusił ją do dołączenia do Państwa Islamskiego. Sąd nie uwierzył w to, jako dowód podając wpisy Shakill z mediów społecznościowych, gdzie przyznawała się do popierania ISIS.

Proces kobiety trwa. 

"The Sun"

(az)