Uszkodzony wycieczkowiec Carnival Triumph z 4200 osobami na pokładzie został odholowany do portu w Mobile, w stanie Alabama. Jednostka miała problemy na wodach Zatoki Meksykańskiej. Po pożarze w maszynowni na statku nie było prądu, nie działał także system wodno-kanalizacyjny.

Pożar na pokładzie Carnival Triumph wybuchł w drodze powrotnej z meksykańskiego Cozumel, na wodach Zatoki Meksykańskiej. Liczący 272 m statek nie mógł dalej płynąć o własnych siłach i dryfował w oczekiwaniu na pomoc.

Na pokładzie jednostki było 3143 pasażerów i 1086 członków załogi. Zgodnie z planem rejsu, wycieczkowiec powinien powrócić do Mobile w ubiegły poniedziałek. Pasażerowie określali rejs, który miał być luksusowym wypoczynkiem, jako koszmar. Na statku przestała działać większość toalet, a ścieki i nieczystości zalały wiele kabin i korytarzy.

Pasażerowie spali w namiotach

Dym z maszynowni uniemożliwił podróżnym przebywanie na niższych pokładach. Musieli spędzić resztę rejsu pod gołym niebem, w zaimprowizowanych namiotach. Mimo, że pomoc przyszła szybko, to holowanie uszkodzonego wycieczkowca do portu trwało kilka dni. Helikopter Straży Przybrzeżnej USA dostarczył na pokład rezerwowy generator i inny sprzęt, co umożliwiło przygotowywanie gorących posiłków, ale nie poprawiło to zbytnio sytuacji epidemiologicznej.

Holowanie statku relacjonowały na żywo amerykańskie stacje telewizyjne, co było dodatkowym ciosem dla wizerunku armatora, koncernu turystycznego Carnival Corp. W ubiegłym roku inny wycieczkowiec tego armatora Costa Concordia osiadł na skałach u wybrzeży włoskiej wyspy Giglio, na Morzu Śródziemnym. Zginęły wówczas 32 osoby.

Szef Carnival Cruise Lines, Gary Cahill, zapowiedział już, że firma wypłaci każdemu pasażerowi 500 dolarów, aby zrekompensować "trudne warunki" podczas rejsu.

(bs)