Przedstawiciele 28 krajów członkowskich w Radzie UE odrzucili propozycję Komisji Europejskiej ws. rozszerzenia czarnej listy państw, których przepisy "ułatwiają" pranie brudnych pieniędzy. Na liście 23 krajów miała się znaleźć Arabia Saudyjska.

Zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej od połowy lutego tego roku, na listę miało trafić siedem nowych państw, które nie angażują się wystarczająco w walkę z praniem brudnych pieniędzy lub takich, gdzie istnieją luki prawne umożliwiające proceder. Oprócz Arabii Saudyjskiej KE chciała umieścić na liście Panamę, Samoę i cztery terytoria amerykańskie - Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych, Samoa Amerykańskie, Terytorium Guamu i Portoryko.

Unijna 28-ka straciła okazję, by zademonstrować światu swoje zaangażowanie w walkę z praniem brudnych pieniędzy i światową korupcją - powiedział Carl Dolan z Transparency International, organizacji zaangażowanej w działalność antykorupcyjną.

"Zdrowy rozsądek"?

Jak twierdzi AFP, cztery terytoria amerykańskie, podobnie jak Panam i Arabia Saudyjska, które również nie figurują na liście międzynarodowej Grupy Specjalnej ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (GAFI), nie ryzykowały wiele. Wpisanie ich na unijną czarną listę nie pociągnęłoby za sobą jakichkolwiek sankcji. Zobowiązałoby jedynie banki w Europie do kontrolowania związanych z nimi operacji finansowych.

Zdrowy rozsądek państw członkowskich przeważył, zwyciężając nad dogmatycznym stanowiskiem Komisji Europejskiej - powiedział ambasador USA przy UE, Gordon Sandland. Z decyzji rady Europejskiej zadowolona jest również Arabia Saudyjska.

Na unijnej czarnej liście znalazły się m.in. Afganistan, Bahamy, Botswana, Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, Etiopia, Ghana, Iran, Irak, Libia, Nigeria, Pakistan, Sri Lanka, Syria, Trynidad i Tobago, Tunezja i Jemen.

Banki, przez które przepływają transakcje związane z tymi krajami, powinny kontrolować źródła pieniędzy. W praktyce wygląda to jednak różnie.