Lider brytyjskiej opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn zaprzeczył, jakoby obraził premier Theresę May. Według obserwatorów i mediów, po wymianie zdań w Izbie Gmin Corbyn nazwał szefową rządu "głupią kobietą".

Przywódca opozycji miał powiedzieć tak po ostrej dyskusji z May podczas cotygodniowej środowej sesji pytań i odpowiedzi w Izbie Gmin, na 100 dni przed planowanym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Na zakończenie wymiany zdań May zakpiła z Corbyna i jego niedawnej groźby złożenia wniosku o wotum nieufności dla jej rządu.

Wiem, że mamy porę roku na świąteczne przedstawienia - powiedziała, oceniając jednak, że zachowanie Corbyna irytuje wyborców.

"O, może (Corbyn) złoży wniosek, o, jednak nie, nie złoży". Niech pan spojrzy za siebie - powiedziała May, wskazując na ławy opozycyjne. Im to nie imponuje, krajowi też nie - podsumowała.

Kamery zarejestrowały, jak siedzący naprzeciw szefowej rządu Corbyn mruknął coś pod nosem - a słowa te przez media i ekspertów od czytania z ruchu warg zostały szybko odczytane jako "głupia kobieta".

Po chwili - reagując m.in. na nagrania publikowane w mediach społecznościowych - część posłów Partii Konserwatywnej zaczęła domagać się reakcji ze strony spikera Izby Gmin Johna Bercowa, podkreślając, że słowa Corbyna mogą naruszać standardy parlamentarnego języka. Ten podkreślił jednak, że nie widział ani nie słyszał całej sytuacji i może polegać jedynie na nagraniach wideo.

Krótko po zajściu rzecznik lidera opozycji zapewnił, że "nie ma powodu do składania przeprosin". Przekonywał, że Jeremy Corbyn nie powiedział "głupia kobieta", lecz "głupi ludzie", odnosząc się do osób bagatelizujących powagę trwającego kryzysu politycznego.

Temat powrócił kilka godzin później, po kolejnym wystąpieniu Bercowa, który przyznał, że "po obejrzeniu nagrania łatwo mu zrozumieć, dlaczego słowa lidera opozycji mogły zostać odczytane jako ‘głupia kobieta’". Jak dodał, taką interpretację potwierdziły także zajmujące się czytaniem z ruchu warg osoby głuchonieme, z którymi się konsultowano.

W odpowiedzi Jeremy Corbyn zapewnił, że mówił jedynie o "głupich ludziach", którzy "próbują przekuć debatę o kryzysie narodowym w przedstawienie".

Nie nazwałem premier ani nikogo innego "głupią kobietą" i stanowczo sprzeciwiam się używaniu seksistowskiego, mizoginistycznego języka w jakiejkolwiek formie - podkreślił.

Jego tłumaczenia nie przekonały jednak wielu polityków rządzącej Partii Konserwatywnej. Szefowa klubu torysów Andrea Leadsom oceniła, że "kraj i Izba (Gmin) wyciągnęły swoje wnioski". Z ubolewaniem mówiła, że polityk "nie uznał za stosowne przeprosić premier".

Do sprawy odniosła się także sama szefowa rządu, która w wypowiedzi dla telewizji stwierdziła, że "wszystkie osoby zasiadające w Izbie Gmin są zobowiązane do ostrożności przy doborze używanych słów".

Jestem szczególnie zaniepokojona tym, że (do tej sytuacji doszło) w roku, w którym świętujemy stulecie uzyskania przez kobiety praw wyborczych, kiedy kobiety powinny być zachęcane do kandydowania do parlamentu, a nie zniechęcane tego typu słowami, które ich zdaniem mogły zostać wypowiedziane w parlamencie - oświadczyła.


Opracowanie: