Pogorszył się stan kilkunastu osób, które odniosły rany we wczorajszej strzelaninie w pobliżu hotelu Mandalay Bay w Las Vegas. Lekarze twierdzą, że w przypadku kilku z nich będą musieli orzec stan śmierci klinicznej - informuje dziennikarz RMF FM Paweł Żuchowski. W wyniku strzelaniny zginęło 59 osób, a rannych zostało 527.

Wysłannik RMF FM do Las Vegas podkreśla, że wczorajsza tragedia po raz kolejny nasiliła dyskusję dotyczącą dostępu do broni w Stanach Zjednoczonych. 

Komentatorzy oceniają jednak, że nic w tej sprawie się nie zmieni, ponieważ masakry dokonał biały, starszy mężczyzna, a nie terrorysta.

Według dziennika "New York Times", najczęściej zadawanym przez Amerykanów pytaniem jest: "Czy coś się zmieni?". Odpowiedź - według "NYT" - brzmi "nie", ponieważ w USA lobby broniące prawa do posiadania broni jest niezwykle wpływowe, a sprzyja mu też obecna amerykańska administracja. 

Z tego też powodu w środę, gdy do Las Vegas przyleci prezydent Donald Trump, możliwe są liczne protesty przeciwników prawa do posiadania broni.

Najkrwawszy atak z użyciem broni palnej w historii USA

Do masakry w Las Vegas doszło w poniedziałek. Stephen Paddock, po ostrzelaniu z pokoju na 32. piętrze kasyna i hotelu Mandalay Bay w Las Vegas uczestników festiwalu muzyki country, popełnił samobójstwo, gdy komandosi ze specjalnej brygady SWAT policji Las Vegas sforsowali drzwi do jego pokoju.

W trzydniowym festiwalu "Route 91. Harvest Festival" połączonym z gigantycznym biwakiem udział wzięło ponad 22 tys. miłośników muzyki country. Festiwal w Las Vegas, reklamowany jako "biwak pod neonami", zdaniem miesięcznika "The Rolling Stone" zgromadził całą plejadę wykonawców tego gatunku muzyki.

Poprzedni rekord na liście najkrwawszych masakr dokonanych przez samotnego sprawcę miał miejsce w czerwcu 2016 r., kiedy 29-letni ochroniarz pochodzenia afgańskiego Omar Mateen zamordował w klubie nocnym popularnym wśród homoseksualistów w Orlando na Florydzie 49 osób.


(ph)