Niespokojna sytuacja wciąż jest w Tunezji. W niedzielę prezydent Kajs Saied zdymisjonował rząd premiera Hiszama Meszisziego i zawiesił parlament na 30 dni, a posłowie zostali pozbawieni immunitetu. Wejście do budynku parlamentu zostało zablokowane przez wojsko, które otoczyło także szereg rządowych departamentów i biuro katarskiej telewizji Al-Dżazira. Saied miał to zrobić w reakcji na protesty przeciwko politycznym elitom, jednak jego przeciwnicy oskarżają go o zamach stanu. Komentatorzy z kolei twierdzą, że upada jedyna demokracja, która wyłoniła się w wyniku tzw. arabskiej wiosny.

W 2011 roku Tunezyjczycy podczas arabskiej wiosny obalili autorytarne rządy generała Zajna al-Abidina ibn Aliego. Wprowadzony w kraju system demokratyczny nie spełnił jednak nadziei wielu obywateli. Sytuacja polityczna pozostawała niestabilna (od 2011 roku rząd zmieniał się dziewięć razy), mieszkańcy skarżyli się na korupcję i bezrobocie, do tego dochodziły rosnące nierówności między turystycznym wybrzeżem a resztą kraju. Według jednego z sondaży w 2019 roku przeprowadzonego przez Pew Research Center, tylko 27 proc. Tunezyjczyków uważa, że demokracja dała im lepsze życie.

Sytuację jeszcze bardziej zaogniła pandemia koronawirusa. Od stycznia 2021 w kraju trwają brutalne protesty. Na ulice wyszły tysiące Tunezyjczyków domagających się dymisji władz. Do pacyfikacji została wysłana policja oraz wojsko, wiele osób zostało zatrzymanych. Rząd zakazał wtedy demonstracji i wydłużył godzinę policyjną wprowadzoną w związku z pandemią.

"Robokop" przejmuje stery

Protesty jednak trwały, a popularność premiera Hiszama Meszisziego oraz jego gabinetu spadała. W niedzielę prezydent Kajs Saied - polityczny outsider, nazywany przez media "Robokopem" ze względu na monotonny sposób mówienia i skupianie się na kwestiach bezpieczeństwa - zdymisjonował rząd i zawiesił parlament. Saied, który w przeszłości domagał się rozszerzenia władzy prezydenta, ogłosił, że na razie przejmie funkcje premiera, ale wkrótce wyznaczy nowego szefa rządu. Konstytucja nie pozwala na rozwiązanie parlamentu, ale pozwala na zamrożenie jego działalności - oświadczył. Swoją decyzję argumentował pandemią koronawirusa, kryzysem gospodarczym oraz "ratowaniem Tunezji i narodu tunezyjskiego".

Wielu ludzi zostało oszukanych przez hipokryzję, zdradę i rabunek praw ludu - powiedział Saied w oświadczeniu opublikowanym w państwowych mediach. Ostrzegam każdego, kto myśli o chwyceniu za broń... a kto wystrzeli kulę, siły zbrojne odpowiedzą kulami - dodał.

Na ulice wyszły kolejne demonstracje, które popierały decyzje prezydenta. Swój gniew kierowały w stronę Partii Odrodzenia (Ennahdy), największego ugrupowania. To najszczęśliwszy moment od czasu rewolucji - mówili demonstranci.

Przeciwnicy prezydenta mówią jednak o zamachu stanu. Przewodniczący parlamentu Raszed Ghannuczi, szef Ennahdy, oskarżył Saieda o przeprowadzenie "przewrotu przeciwko rewolucji i konstytucji". Uważamy, że najważniejsze instytucje państwowe nadal funkcjonują, a zwolennicy Ennahdy i narodu tunezyjskiego będą bronić rewolucji - powiedział.

W poniedziałek prawie doszło do starć między deputowanymi Ennahdy oraz sojusznikami prezydentami. W ruch poszły kamienie. Interweniowała policja.

Zamknięte instytucje i zakaz zgromadzeń

Służby wkroczyły do biur katarskiej telewizji Al-Dżazira w Tunisie i nakazały ich zamknięcie. Oficjalnie powód nie został wyjaśniony.

Prezydent nakazał także zamknięcie instytucji publicznych oraz zagranicznych, a także wprowadził zakaz zgromadzeń w miejscach publicznych oraz przemieszczania się między miastami. Ograniczenia te mają trwać dwa dni z możliwością przedłużenia. Na placach i ulicach nie można tworzyć grup liczących ponad trzy osoby.

Saied powiedział w nagranym wystąpieniu, że jego decyzje zostały podjęte zgodnie z konstytucją i nie stanowią zamachu stanu. Wezwał Tunezyjczyków do zachowania spokoju, niereagowania na prowokacje i zrezygnowania z demonstracji, ponieważ "największym niebezpieczeństwem dla kraju byłaby wewnętrzna eksplozja".

Nakaz zamknięcia instytucji nie dotyczy sił bezpieczeństwa, wojska, służb celnych i osób pracujących w placówkach zdrowia.

Międzynarodowy niepokój

Unia Europejska zaapelowała o jak najszybsze przywrócenie "stabilności instytucjonalnej", a w szczególności o wznowienie działalności parlamentu. Oświadczenie w imieniu UE wydał szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Unia Europejska z największą uwagą śledzi wydarzenia w Tunezji. Demokratyczne korzenie kraju, poszanowanie praworządności, konstytucja i ramy prawne muszą być zachowane, przy jednoczesnym poszanowaniu woli i aspiracji narodu tunezyjskiego. Dlatego apelujemy o jak najszybsze przywrócenie stabilności instytucjonalnej, a w szczególności o wznowienie działalności parlamentarnej, poszanowanie praw podstawowych i powstrzymanie się od wszelkich form przemocy - czytamy w oświadczeniu Borrella.

Sekretarz stanu USA Antony Blinken w rozmowie telefonicznej z prezydentem Tunezji Kaisem Saiedem zachęcił go "do przestrzegania zasad demokracji i praw człowieka" - przekazał w poniedziałek  rzecznik Departamentu Stanu Ned Price w oświadczeniu dla prasy.

Blinken "wezwał prezydenta Saieda do utrzymywania otwartego dialogu ze wszystkimi siłami politycznymi i narodem tunezyjskim, zapewniając, że Stany Zjednoczone będą nadal z zaangażowaniem monitorować sytuację " - powiedział Price.

Rząd Francji wezwał wszystkie partie polityczne Tunezji do powstrzymania się od przemocy i zaapelował o przywrócenie rządów prawa tak szybko, jak to możliwe.

Resort spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej wydał oświadczenie, w którym oznajmił, że popiera wszelkie kroki, które zapewnią bezpieczeństwo i stabilność Tunezji.