Trwają poszukiwania dwóch amerykańskich komandosów Navy Seals, którzy zaginęli po nieudanej akcji w Zatoce Adeńskiej, u wybrzeży Somalii - poinformował w niedzielę dziennik The Washington Post. Jak przekazuje rzecznik prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, misja nie była powiązana z atakami na rebeliantów Huti.

Dwójka komandosów zaginęła w czwartkową noc (11 stycznia), podczas próby wejścia na pokład statku, podejrzewanego o przewóz irańskiej broni dla jemeńskich rebeliantów Huti. Akcja miała mieć miejsce na pełnym morzu. 

Jak informuje amerykański dziennik, jeden z komandosów spadł podczas wchodzenia na pokład, drugi - zgodnie z regulaminem - skoczył za nim.

Zdaniem Johna Kirby'ego, komandosi nadal żyją. Problemem nie jest zimna woda, lecz wysokie fale i zmęczenie. Mężczyźni są doświadczonymi wojskowymi, którzy brali udział m.in. w akcji "Trójząb Neptuna" w pakistańskim Abbottabadzie, w której zlikwidowano lidera Al-Kaidy, Osamę bin Ladena.

Admirał Kirby dodaje w wywiadzie dla amerykańskiej stacji CBS, że akcja nie była powiązana z obecnie trwającymi walkami z rebeliantami Huti.

Rebelianci Huti wspierają Hamas

Szyiccy, proirańscy rebelianci Huti są jedną ze stron wciąż tlącej się wojny domowej w Jemenie i kontrolują północny zachód kraju. Jednoznacznie występują przeciwko Izraelowi, opowiadając się za terrorystycznym ugrupowaniem Hamas.

Ich sloganem jest "Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi".

Od połowy listopada dokonali co najmniej 28 ataków na płynące po Morzu Czerwonym statki, twierdząc, że ma to być wsparcie dla Palestyńczyków. 

Od piątku siły powietrzne USA i Wielkiej Brytanii, przy wsparciu logistycznym Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii, przeprowadziły uderzenia na cele rebeliantów w Jemenie.