Co najmniej 13 ofiar śmiertelnych - taki jest, według CNN, najnowszy tragiczny bilans uderzenia w piątek we Wschodnie Wybrzeże USA huraganu Florence. Żywioł osłabł - w tej chwili jest już burzą tropikalną - ale sytuacja wciąż jest ekstremalnie trudna. Florence spowodowała olbrzymie powodzie.

Obecnie - jak donosi amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski - największym problemem jest prędkość, z jaką porusza się Florence: przesuwa się bowiem bardzo wolno, zaledwie 4 km/h, a ponieważ niesie ze sobą obfite opady deszczu - Karolina Północna i Południowa będą jeszcze przez kilka dni zalewane wodą.

Według prognoz ekspertów, miejscami - choć trudno w to uwierzyć - może spaść nawet od 760 do 1020 litrów na metr kwadratowy!

Jak stwierdził gubernator Karoliny Północnej Roy Cooper, takie ulewy trafiają się raz na 1000 lat.

Mieszkańców ostrzegł przed podróżowaniem, zaznaczając, że "wszystkie drogi w stanie są zagrożone powodziami". Nie doprowadźcie do sytuacji, że będziecie musieli być ratowani - apelował.

Sytuację pogarsza fakt, że wodę wciąż wpycha w głąb lądu wzburzony ocean.

Wiele rejonów na terenie obu Karolin jest odciętych od świata, do wielu miejscowości nie da się dojechać. To budzi obawy o pogorszenie tragicznego bilansu uderzenia żywiołu - wielu ludzi odmówiło bowiem ewakuacji w przekonaniu, że Florence ich nie dosięgnie.

Problemem jest również dostęp do elektryczności. Obecnie około miliona budynków na Wschodnim Wybrzeżu jest odciętych od prądu.

Florence tymczasem przesuwa się na północny zachód, ale - wedle prognoz meteorologów - w poniedziałek odbije na wschód w kierunku m.in. Nowego Jorku.

(e)