370 migrantów przybyło w nocy z soboty na niedzielę na Lampedusę. W kierunku tej włoskiej wyspy płynęli łodzią, której groziło to, że przewróci się na morzu z powodu silnego wiatru. Pomocy migrantom udzieliły jednostki Straży Przybrzeżnej i Gwardii Finansowej.

Przeciwko zejściu kolejnych kilkuset osób na ląd protestują lokalne władze, a także mieszkańcy wyspy. W nocy próbowali zablokować drogę na molo, gdzie przewożeni są rozbitkowie.

W ciągu doby na Lampedusę przypłynęło także innych ponad 500 uciekinierów z Afryki na pokładach około 30 małych łodzi. Są to głównie Tunezyjczycy.

Po raz kolejny w ostatnich tygodniach ośrodek pobytu na wyspie został przepełniony ponad granice swoich możliwości. Jest tam około 1500 ludzi, wiele razy więcej niż jest miejsc.

Burmistrz Lampedusy Salvatore Martello w nagłośnionym przez włoskie media liście do prezydenta Tunezji Kasisa Saieda napisał, że chce w ramach protestu popłynąć na wybrzeże tego kraju ze swojej wyspy łodzią, pod prąd fali migracyjnej.

Jesteśmy u kresu wytrzymałości - przyznał. Podkreślił, że jeśli rząd Włoch nie zacznie działać, na Lampedusie odbędzie się strajk generalny.

Gubernator regionu Sycylia Nello Musumeci zażądał zwołania posiedzenia Rady Ministrów na temat kryzysu migracyjnego, który - jak dodał - stał się "nie do zniesienia".

Lampedusa już nie daje sobie rady. Sycylia nie może dalej płacić za obojętność Brukseli i milczenie Rzymu - stwierdził gubernator. Zaprotestował przeciwko zapewnieniom rządu, że "nie ma kryzysu migracyjnego".

Jest kryzys humanitarny i sanitarny. Wskazują na to liczby, wskazują na to fakty
- podkreślił Musumeci komentując zejście 370 migrantów na ląd na Lampedusie w nocy.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Statek Banksy'ego przeciążony. Na ratunek ruszyła straż przybrzeżna