Stany Zjednoczone rozpoczęły największą od początku konfliktu w Iraku operację lotniczą w tym kraju. W nalotach na okolice Samarry bierze udział ponad 50 samolotów, a w operacji lądowej - półtora tysiąca amerykańskich i irackich żołnierzy oraz 200 pojazdów wojskowych.

Operacja nosi kryptonim Swarmer od angielskiego słowa „swarm”, czyli rój; potrwa najprawdopodobniej kilka dni. Naloty przeprowadzane są na miejsca, gdzie mają przebywać rebelianci. Zdaniem Amerykanów bowiem, w okolicach Samarry ukrywają się partyzanci i bojownicy Al-Kaidy.

W akcji biorą udział zarówno żołnierze elitarnej amerykańskiej 101 Dywizji Powietrznodesantowej, jak i oddziały irackie. Wszyscy szukają śladów kryjówek rebeliantów – mundurów, amunicji i broni.

Niewiele wiadomo o szczegółach operacji. Analitycy zastanawiają się, dlaczego Pentagon mówi o „największej operacji lotniczej” – być może chodzi o liczbę samolotów, a może o zmasowany atak. Nie ma też informacji o jakimkolwiek oporze.

To właśnie w Samarze niecały miesiąc temu doszło do zamachu na słynny szyicki Złoty Meczet. Ten atak dał początek fali przemocy, jaka od tego czasu przetacza się przez cały kraj. Zdaniem obserwatorów, Irak nigdy nie był tak blisko wojny domowej jak właśnie po tym zamachu.