​Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by śledzić podejrzane osoby, ale niestety nie mieliśmy informacji, które byłyby decydujące w zapobieganiu atakom w 2015 r. - przekonywał były prezydent Francois Hollande, który zeznawał w środę w charakterze świadka podczas procesu oskarżonych o ataki terrorystyczne z 13 listopada 2015 r. w Paryżu.

Hollande wyjaśnił, że służby bezpieczeństwa nie miały "wiedzy o miejscach, które mogłyby być celem". Osoby znaliśmy, ale nie wyobrażaliśmy sobie, że już podejmują działania - zapewnił były szef państwa.

Domagałem się od służb, policji (...)zrobienia wszystkiego, co w ich mocy, aby wykryć, zidentyfikować, zneutralizować terrorystów - podkreślił Hollande.

Były prezydent odpowiedział na stwierdzenia oskarżonego o współudział w zamachach Salaha Abdeslama, który od początku procesu podkreślał,  że terroryści podjęli działania odwetowe za interwencję Francji w Syrii.

Hollande przypomniał, że decyzję o interwencji w Syrii podjął 7 września 2015 roku. Oznacza to, że oddział, który przygotowywał się do ataku na nas, przygotował się na długo przed wydaniem przeze mnie rozkazu interwencji w Syrii - podkreślił były prezydent, dodając, że Francja nie uderzyła w ludność cywilną.

Przy drugiej eksplozji nie miałem już wątpliwości, że chodzi o zamach - stwierdził Hollande, który w czasie ataków przebywał na meczu na Stade de France. Pojechał tam z uwagi na obecność "niemieckiego ministra spraw zagranicznych i przyjaciół".

Wiedzieliśmy o zagrożeniu, ale tego dnia nie było szczególnego alertu - wyjaśnił. Ówczesny prezydent opuścił stadion kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy meczu.

Pierwszą decyzją było zwołanie Rady Ministrów w celu ogłoszenia stanu wyjątkowego, drugą - zamknięcie granic, aby uniemożliwić ucieczkę terrorystom, a trzecią - uwolnienie zakładników w Bataclan - przypomniał sekwencję zdarzeń po ataku Hollande.