Grecka prokuratura zdecydowała o tymczasowym aresztowaniu dwóch policjantów, oskarżonych w sprawie zabójstwa piętnastolatka. Jeden z funkcjonariuszy usłyszał zarzut zabójstwa, drugi oskarżony jest o współsprawstwo. Obrońca policjantów, powołując się na ekspertyzę balistyczną, twierdzi, że nastolatek został trafiony rykoszetem. Śmierć chłopaka wywołała lawinę demonstracji w wielu greckich miastach.

Od kilku dni w Grecji trwają burzliwe demonstracje. Do rozruchów doszło między innymi przed gmachem sądów w Atenach, gdy zeznania składali dwaj oskarżeni policjanci. Wcześniej w centrum greckiej stolicy zebrało się około 10 tysięcy osób. Wznosili antyrządowe hasła i wzywali premiera prawicowego rządu do odejścia. Policjanci użyli gazu łzawiącego, gdy młodzi ludzie obrzucili ich koktajlami Mołotowa i kamieniami.

Zdaniem Grzegorza Dziemidowicza, byłego ambasadora RP w Grecji, śmierć piętnastoletniego Aleksisa Andreasa Grigoropulosa była tylko zapalnikiem nastrojów greckiej młodzieży. Jak twierdzi dyplomata, trwające od kilku dni demonstracje to wyraz buntu przeciw kryzysowi finansowemu, brakowi perspektyw dla młodzieży i fatalnego stanu szkolnictwa. Z ambasadorem rozmawiał dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki:

Podczas starć na ulicach stolicy Grecji zatrzymano Polaka. Został przesłuchany w obecności pracownika wydziału konsularnego, ale nie usłyszał zarzutów. Mówił, że przypadkowo znalazł się przed rozbitym sklepem, a szedł do domu. Sama policja mówi, że zatrzymała go w takich okolicznościach, a nie z kamieniem w ręku albo ze świecą dymną czy z koktajlem Mołotowa - powiedział dziennikarzowi RMF FM Sławomir Misiak z polskiej ambasady w Atenach:

Największa grupa ateńskich demonstrantów składała się ze studentów i nauczycieli. Nieśli transparenty z napisem: Państwo zabójców i hasłami, wzywającymi premiera Kostasa Karamanlisa do odejścia. Protestujący ruszyli w kierunku parlamentu. Kilkuset działaczy Związkowego Frontu Komunistycznego, którzy zebrali się z okazji strajku przeciwko polityce gospodarczej rządu, poszło w przeciwnym kierunku, w stronę Ministerstwa Zatrudnienia i Opieki Społecznej.

Do udziału w spokojnym wiecu przed parlamentem wezwały dwa wielkie związki zawodowe - Powszechna Konfederacja Pracujących Grecji i Federacja Urzędników. Musimy się zastanowić, dlaczego ci młodzi ludzie protestują, a nie patrzeć na nich jak na bandę chuliganów, ale na to, co czują. Mam tylko jedno do powiedzenia, wstydzę się, że jestem Greczynką - mówiła mieszkanka Aten.

Manifestacje odbywały się też w innych miastach Grecji. W Salonikach na północy kraju około 2 tys. osób, w tym wielu uczniów i studentów, zebrało się na wezwanie Komunistycznej Partii Grecji. Około tysiąca osób uczestniczyło natomiast w wiecu, zorganizowanym przez związkowców w centrum miasta. W Patras w proteście zorganizowanym przez związkowców wzięło udział zaledwie 200 osób, a 2 tys. uczestniczyło w manifestacji na apel partii komunistycznej.

Straty, spowodowane masowymi protestami i zamieszkami, oszacowano w samych tylko Atenach na 200 milionów euro. Rząd obiecuje jednak pomóc właścicielom zniszczonych przedsiębiorstw i sklepów. Rząd jest zdeterminowany, żeby zapewnić bezpieczeństwo nie tylko obywatelom, ale też żeby pomóc przedsiębiorcom, którzy ponieśli szkody w zamieszkach. Trzeba zrobić wszystko żeby stanęli na nogi - zapowiadał grecki premier.

W Grecji rozpoczął się również strajk powszechny. Odwołano loty, zamknięto banki i szkoły, a także ograniczono pracę szpitali. Pracownicy protestują przeciwko polityce gospodarczej rządu.