O 25 procent rosyjski koncern naftowy Gazprom ograniczył dostawy gazu na Ukrainę. Gazowy gigant, którego szefem rady nadzorczej jest od 6 lat Dmitrij Miedwiediew, poinformował, że w dalszym ciągu nie udało się porozumieć ze stroną ukraińską w sprawie zadłużenia za gaz, a także kontraktu na dostawy surowca w tym roku.

Gaz do Polski i innych europejskich krajów będzie płynął bez jakichkolwiek zakłóceń – zapewnia Siergiej Kuprijanow, rzecznik Gazpromu. Jeżeli jednak Ukraina będzie pobierała tyle samo gazu co zwykle, to Europa odczuje skutki decyzji koncernu. Potentat twierdzi, że Ukraina nie uregulowała długów i nie podpisała nowych kontraktów, czyli pobiera gaz bezprawnie. Gazprom to wiarygodny dostawca, ale dostarczać bez zapłaty nie możemy i nie powinniśmy - podkreśla Kuprijanow.

W gazowej wojnie nie chodzi tylko o pieniądze. Gazowa dyplomacja ma co najmniej zmiękczyć rząd Julii Tymoszenko, nie mówiąc już o tym, że Moskwa oczekuje zgody na przeprowadzenie po ukraińskim szelfie Morza Czarnego południowego gazociągu, tzw. South Stream.

O możliwości ograniczenia 3 marca o jedną czwartą dostaw gazu na Ukrainę rosyjski monopolista gazowy po raz pierwszy poinformował w ubiegły wtorek. Komunikat Gazpromu poprzedziła rozmowa telefoniczna prezydentów obu państw, Putina i Wiktora Juszczenki.

Według rosyjskiego monopolisty ukraiński Naftohaz ma do zapłaty 1,5 mld dolarów długu. Ukraińska spółka naftowa ogłosiła, że dysponuje zapasami gazu na co najmniej miesiąc.

Unia spokojna o dostawy gazu

Komisja Europejska na razie nie obawia się o dostawy gazu do krajów Unii Europejskiej. W razie pogorszenia sytuacji, w trybie pilnym zostanie zwołany unijny komitet do spraw energii.

Gazprom zapewnił Komisję, że w dostawach gazu na teren Unii Europejskiej nic się nie zmieni. Oczywiście będziemy się starali szybko i ostatecznie rozwiązać ten problem gospodarczy. Nadal uważnie przyglądamy się rozwojowi sytuacji - zapewnia rzecznik Komisji Europejskiej Michele Cercone.