Przed rychłym końcem prezydentury Władimira Putina, Rosja wzięła Europę w gazowe kleszcze. Rosjanie chcą zapewnić sobie monopol w dostawach gazu na kilkadziesiąt lat. Są dwie drogi do osiągnięcia tego celu: północna rura na dnie Bałtyku i południowy rurociąg, do którego wczoraj przyłączyły się Węgry.

Rosja nie mogłaby zrealizować swoich planów, gdyby nie dodatkowa zgoda kilku państw europejskich z Niemcami i Francją na czele na penetrację wewnętrznego rynku przez Gazprom. Putin nic nie ukrywa, nazywa rzecz po imieniu – „wgryzaniem się w Europę”.

Gazprom nie chce ekskluzywnej pozycji, chce współpracy. Nam potrzebne są aktywa, niczego nie ukrywamy i tak dalej będziemy działać - oświadcza Putin. Ta polityka Rosji po wyborach na pewno się nie zmieni.

Jednak Moskwa musi jeszcze zaczekać z odtrąbieniem gazowego zwycięstwa nad Europą. Gazprom ma bowiem problem z Morzem Czarnym. Gazociąg Południowy musi przebiegać przez szelf Ukrainy, Turcji albo Rumunii – krajów nie biorących udziału w tym projekcie. To właśnie o położenie południowej rury toczy się ostatnia gazowa wojna z Ukrainą.