Gazprom przedłużył ultimatum wobec Ukrainy do wtorku do godz. 18. Jeśli do tego czasu nie będzie efektów rozmów o spłacie długu, Gazprom ograniczy dostawy gazu do naszego sąsiada. Premier Ukrainy Julia Tymoszenko zastrzegła w poniedziałek, że Kijów nie zamierza poddać się cenowemu szantażowi Gazpromu.

Ukraina nie zapłaci rosyjskiemu monopoliście nowych, wyższych stawek za gaz dostarczony jesienią ubiegłego roku. Także za tegoroczne dostawy zamierza płacić po starych cenach - oświadczyła premier Ukrainy po nadzwyczajnym posiedzeniu rządu. Julia Tymoszenko dodała też, że jej gabinet nie zgadza się na udział pośredników w handlu gazem z Rosją. Według rosyjskiego Gazpromu, dług Ukrainy wynosi półtora miliarda dolarów. Stanowisko Gazpromu jest jasne: odbiorcy gazu nie mogą obrażać się za to, że Rosja sprzedaje gaz po cenach rynkowych. To nie jest darmocha, która płynie do nas pięknymi plastikowymi rurami - mówi Dmitrij Miedwiediew, faworyt w zbliżających się wyborach prezydenckich w Rosji.

W poniedziałek w Moskwie miały się odbyć rozmowy ostatniej szansy. We wtorek do stolicy Rosji przylatuje prezydent Ukrainy.

Przypomnijmy. Dwa lata temu, gdy premierem była również Julia Tymoszenko, Moskwa sięgnęła po gazową broń. Teraz pretekstem są działania Tymoszenko, która chce pozbyć się spółek-pośredników. Chodzi o politykę: Ukraina chce partnerstwa NATO. Rosyjski MSZ wydaje więc komunikat „Będą kłopoty”. I kłopoty są. Rosja wysyła na Zachód czytelny sygnał „Uwaga! Ukraina to niewiarygodny, nie spłacający zobowiązań partner”.

Przeciwko wyrzuceniu pośredników Ros-Ukr-Energo i Ukr-Gaz-Energo występuje Wiktor Juszczenko. To drugi poziom konfliktu, czyli walka ukraińskich klanów. Tam, gdzie są pośrednicy, tam do kieszeni polityków płyną pieniądze. Od miesięcy otoczenie Juszczenki i Janukowycza oskarżane jest o korzystanie z gazowych „wziatek”, czyli łapówek. Walczy z tym Tymoszenko, bo sama chce kontrolować energetyczny rynek.