Bezprecedensowa presja ze strony rosyjskich służb bezpieczeństwa działających z polecenie Kremla szkodzi interesom 52-letniego Aleksandra Lebiediewa, byłego funkcjonariusza KGB - pisze brytyjski dziennik "Guardian". Rosyjski oligarcha w ubiegłym tygodniu usłyszał zarzuty pobicia i chuligaństwa. Grozi mu kara do pięciu lat więzienia.

Lebiediew jest przekonany, że oskarżenia dotyczące incydentu w studiu państwowej telewizji NTV sprzed roku, mają na celu wyciszenie jego krytyki pod adresem Kremla i usunięcie go z życia publicznego. Lebiediew przyznał, że w telewizyjnym studiu zachował się niewłaściwie wobec swego adwersarza, dewelopera Sergieja Połonskiego, dając się ponieść i rzucając się na niego z pięściami. Utrzymuje jednak, że postąpił tak, ponieważ został sprowokowany i poczuł się zagrożony.

Lebiediew powiedział "Guardianowi", że sprawę przeciwko niemu nakręca służba bezpieczeństwa FSB, następczyni KGB. Twierdzi, że otrzymał sygnały, że FSB jest niezadowolona z jego dochodzenia w sprawie wyprowadzenia w ostatnich latach pieniędzy z ok. 120 rosyjskich banków z pomocą procedury upadłościowej. O FSB mówi, że "jest obecne w finansowej infrastrukturze kraju".

Z dokumentów sądowych, do których "Guardian" miał wgląd, wynika, że prokuratura wszczęła dochodzenie przeciwko Lebiediewowi w październiku ubiegłego roku z polecenia szefa komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej - organizacji uważanej za odpowiednik FBI. Komitetem kieruje Aleksander Bastrykin - bliski współpracownik Władimira Putina.

Lebiediew, którego majątek magazyn "Forbes" wycenia na 1,1 mld dolarów, spodziewa się, że wszystkie jego największe firmy przyniosą w tym roku straty, łącznie z liniami lotniczymi i bankiem. Jak powiedział, firmy i należące do niego udziały usiłował sprzedać, ale mu się to nie udało.