Mimo negatywnego stanowiska Komisji Europejskiej Francja nadal chce - wzorem Niemców – uderzyć w polskie firmy transportowe. Francuski rząd już po raz drugi przeforsował bez głosowania w Zgromadzeniu Narodowym pakiet reform, który zakłada m.in. wprowadzenie minimalnej płacy dla zagranicznych – w tym polskich – kierowców ciężarówek.

Żeby uniknąć długiej debaty w Zgromadzeniu Narodowym, francuski rząd już po raz drugi w ciągu czterech miesięcy postanowił skorzystać ze skróconej procedury i zmusił niższą izbę parlamentu do przyjęcia bez głosowania kontrowersyjnego projektu ustawy w sprawie ożywienia gospodarczego. Prawicowa opozycja zapowiedziała wniesienie wniosku o wotum nieufności do rządu. Jeżeli lewicowy rząd premiera Manuela Vallsa nie upadnie z tego powodu w najbliższych dniach, to projekt trafi po raz drugi do Senatu i kontrowersyjna ustawa - zakładająca wprowadzenie minimalnych plac dla zagranicznych kierowców ciężarówek  - ma zostać ostatecznie uchwalona w ciągu miesiąca. Zapowiedział to prezydent Francois Hollande.

Ta część projektu ustawy, która dotyczy płac zagranicznych kierowców ciężarówek, jest na razie bardzo nieprecyzyjna. Obserwatorzy sugerują, że to celowy zabieg. Szczegóły zostaną zawarte dopiero w dekrecie aplikacyjnym w ten sposób, by próbować ominąć zastrzeżenia Komisji Europejskiej. Wielu komentatorów podkreśla, że rząd chce za wszelką cenę uspokoić rodzimych transportowców, którzy coraz bardziej skarżą się na "nielojalną" konkurencję firm z Polski i innych krajów, które proponują tańsze usługi. Związkowcy grożą, że jeżeli zapowiadane przez francuskie władze dyspozycje nie wejdą w życie, to zaczną blokować drogi w całym kraju. Nowe przepisy w sprawie płacy minimalnej, która we Francji wynosi ponad 9,61 euro brutto za godzinę, mają dotyczyć zagranicznych - w tym polskich - kierowców ciężarówek, głównie w przypadku kabotażu, tzn. sytuacji, kiedy załadunek i rozładunek transportowanego towaru odbywa się we Francji.

(mn)