Po kilku dniach intensywnego dochodzenia amerykańscy eksperci rozkładają ręce - przyznają, że nie udało się im ustalić, co wywołało pożar akumulatorów w Dreamlinerach. Wszystko wskazuje więc na to, że te nowoczesne maszyny spędzą najbliższe tygodnie w hangarach.

Przedstawiciele Departamentu Transportu oraz Federalnej Administracji Lotniczej USA potwierdzili, że nie udało się na razie ustalić, co wywołało awarię. Robimy wszystko, co możliwe. Sprawdzamy legalizację, proces produkcji. A wszystko to ma na celu zdiagnozowanie źródła przyczyny. Wtedy gdy to określimy, podejmiemy odpowiednie działania - powiedział Michael Huerta z Federalnej Administracji Lotniczej. Szef Departamentu Transportu Ray LaHood dodał, że sprawa będzie badana przy zachowaniu pełnej przejrzystości. Ludzie dowiedzą się wszystkiego, czemu się przyglądaliśmy, co znaleźliśmy, czy jest coś, co należy poprawić - obiecał.

Kłopoty z zasilaniem

Litowo-jonowe baterie zamontowane w Dreamlinerach mają większą pojemność i szybciej się ładują, ale w przeszłości przegrzewały się. Właśnie z ich powodu władze lotnicze w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Indiach, Chile i UE zdecydowały się tydzień temu zatrzymać na ziemi wszystkie Boeingi 787. Bezterminowo uziemiono więc ponad połowę z dostarczonych do tej pory 50 maszyn. Są wśród nich także 2 maszyny należące do PLL LOT.

Niektórzy eksperci podejrzewają, że system energetyczny Dreamlinerów może być po prostu przeciążony. Dreamliner kosztem wagi, po to, żeby zmniejszyć wagę samolotu, ograniczył układy hydrauliczne, pneumatyczne i zastąpił je układami elektrycznymi... I dlatego zrobiono system bateryjny, który polega na tym, że są baterie jonowo-litowe. Obciążenie układów elektrycznych Dreamlinera jest większe niż kiedykolwiek - mówił w rozmowie z dziennikarzem RMF FM ekspert z Seatlle Tadeusz Prucia.