Zapadł wyrok w głośnym procesie działaczy francuskiej organizacji humanitarnej Arka Zoe. Zostali oni skazani za próbę uprowadzenia i handlu afrykańskimi dziećmi. Afera odbiła się szerokim echem na scenie międzynarodowej i wywołała gwałtowne dyskusje na temat kontrowersyjnej działalności niektórych organizacji charytatywnych w biednych krajach.

Szefowie Arki Zoe - były strażak Eric Breteau i jego życiowa partnerka Emilie Lelouch - zostali skazani na trzy lata więzienia, w tym dwa bez zawieszenia i mają zapłacić 100 tysięcy euro grzywny. Pozostali działacze zostali skazani na kary więzienia w zawieszeniu - twierdzą, że zostali oszukani przez szefów organizacji. Ta ostatnia została zdelegalizowana.

Zapewniali, że chcieli zabrać do Francji ponad setkę sierot z ogarniętego wojną Sudanu

Szefowie Arki Zoe zapewniali, że ponad pięć lat temu próbowali przetransportować samolotem ponad setkę sierot z ogarniętego wojną Sudanu do Francji. Tam czekały na nie rodziny, które chciały je adoptować i od których pobrano wysokie sumy na - jak to określono - "pokrycie kosztów akcji humanitarnej".

Okazało się jednak, że dzieci - w zdecydowanej większości - nie były sierotami oraz pochodziły nie z Sudanu, tylko z Czadu, gdzie działaczy aresztowano i skazano na przymusowe roboty. Ci ostatni podejrzewają, że mogli paść ofiarą prowokacji sudańskich służb specjalnych. Kiedy prezydent Czadu ich ułaskawił, oskarżeni powrócili do Francji.

Następnie szefowie organizacji uciekli, przenieśli się do Republiki Południowej Afryki. Byli sądzeni w Paryżu zaocznie, bo odmówili przyjazdu na rozprawę. Nie było na niej nawet reprezentujących ich adwokatów. Niespodziewanie jednak pojawili się w sądzie w momencie ogłoszenia wyroku. Zasugerowali, że nie mogli znieść publicznego oczerniania ich wizerunku. Zapowiedzieli odwołanie się od wyroku - zostali jednak aresztowani i umieszczeni w więzieniu.