Francois Bayrou, premier Francji, ma stawić się w środę przed parlamentarną komisją śledczą badającą sprawę przemocy w placówkach szkolnych. Opozycja zarzuca mu, że kłamał, twierdząc, iż nie wiedział o sytuacji w szkole katolickiej Notre-Dame-de-Betharram, do której chodziły jego dzieci.
Komisja ds. metod kontroli państwowej i zapobiegania przemocy w placówkach szkolnych wezwała premiera jako ministra oświaty w latach 1993-1997. W pierwszej kolejności komisja zajmuje się sprawą prywatnej szkoły katolickiej z internatem Notre-Dame-de-Betharram. Uczęszczało do niej troje dzieci Francisa Bayrou, a jego żona była tam nauczycielką.
Ta renomowana szkoła jest teraz w centrum oskarżeń o przemoc i napaści seksualne. Wychowankowie mówią o biciu, molestowaniu, poniżaniu i gwałceniu uczniów, a opisywane zdarzenia sięgają lat 50. XX wieku. Szkoła znajduje się w południowo-zachodniej Francji niedaleko miasta Pau. Baryou obecnie jest merem Pau (co łączy z obowiązkami premiera), a wcześniej przez lata pełnił wysokie funkcje w administracji regionu.
Sprawa Betharram zaczęła uderzać w szefa rządu od momentu, gdy w lutym portal śledczy Mediapart podał, że Bayrou kilkakrotnie był informowany o nadużyciach, w 1996 i 1998 roku. Premier temu zaprzecza. Nie byłem nigdy o czymkolwiek informowany, o przemocy, a zwłaszcza o przemocy seksualnej - mówił 11 lutego, gdy po raz pierwszy odpowiadał na pytania deputowanego Paula Vanniera po doniesieniach Mediapart.
Choć premier wielokrotnie zapewniał, że nie był nigdy ostrzegany o ujawnionych obecnie aktach przemocy, w tym seksualnej, pojawiły się relacje, które wydają się podważać jego słowa. Na przykład ze słów byłego żandarma Alaina Hontangsa wynika, że Bayrou ingerował w postępowanie wobec dyrektora szkoły - ojca Pierre'a Silvieta-Carricarta, gdy w 1998 roku duchowny był podejrzewany o próbę gwałtu na jednym z uczniów.
Hontangs mówił - najpierw w mediach, a potem przed komisją - że sędzia Christian Mirande, który wówczas zajmował się sprawą, powiedział mu, że wstępne przesłuchanie Silvieta-Carricarta zostało odroczone. Były żandarm zeznał, że usłyszał wtedy od sędziego, iż prokurator generalny chce zapoznać się z aktami, ponieważ Bayrou interweniował w tej sprawie.
Sędzia Mirande potwierdził, że prokurator generalny niespodziewanie poprosił o odroczenie przesłuchania. Zastrzegł przy tym, że nie pamięta, czy prokurator mówił mu o interwencji Bayrou. Potwierdził jednak, że Bayrou przyszedł do niego do domu, by porozmawiać o sprawie Silvieta-Carricarta. Według sędziego Bayrou niepokoił się o swojego syna, wówczas ucznia szkoły. Bayrou, jak ocenił sędzia, nie mógł uwierzyć w doniesienia o dyrektorze szkoły i wydaje się, że obaj się znali.
W 1998 roku Silviet-Carricart najpierw został zatrzymany i usłyszał zarzuty, ale potem został warunkowo zwolniony. W kolejnym roku pozwolono mu na wyjazd do siedziby jego zgromadzenia zakonnego w Rzymie. Sędzia Mirande mówił, że w trakcie postępowania ustalił, iż ofiarą Carricarta mogły być dwie inne osoby, jednak po wyjeździe duchownego sprawa utknęła w miejscu. W 2000 roku Silviet-Carricart popełnił samobójstwo.
Premierowi zaszkodziły w tej sprawie rozbieżne wersje, które podawał na temat swych kontaktów z sędzią Mirande. Najpierw zaprzeczał, by w ogóle z nim rozmawiał, potem powiedział, że spotkali się, ale przypadkowo. W kwietniu Bayrou powiedział, że "sędziowie i żandarmi popełniają błędy, tak jak i inni".
Mówił również, że udzielił wszelkich informacji na ten temat, i skrytykował "sztuczne polemiki". Bayrou jest przekonany, że sprawa szkoły Betharram jest wykorzystywana politycznie przez jego przeciwników, by obalić jego rząd.
W ostatnich tygodniach córka Bayrou Helene wyznała, że również była ofiarą przemocy w szkole Notre-Dame-de-Betharram, ale nie mówiła o tym nikomu przez 30 lat. Liczba skarg złożonych przez byłych uczniów sięga obecnie około 200.