​Rosyjski resort obrony pokazał drona, który miał zostać użyty do ataku na rezydencję Putina w Wałdaju - przekazała w środę agencja AFP. Do rzekomego ataku miało dojść podczas rozmów Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego na Florydzie. Tymczasem strona ukraińska twierdzi, że atak został wymyślony przez Moskwę, aby storpedować rozmowy pokojowe. Donald Trump, kiedy usłyszał o rzekomym ataku był "bardzo zły", choć przyznał, że to możliwe, że do nalotu w ogóle nie doszło.

Rosjanie pokazali drona

W zalesionych ostępach Wałdaju, gdzie znajduje się rezydencja Putina, rosyjscy żołnierze "znaleźli" szczątki drona, który - według resortu obrony - miał przenosić "głowicę odłamkową". Rosyjskie ministerstwo obrony opublikowało nagranie, na którym widać bezzałogowiec, który miał rzekomo posłużyć Ukraińcom do ataku na rezydencję rosyjskiego dyktatora.

Nagranie zawierało ujęcia rosyjskiego żołnierza stojącego obok fragmentów urządzenia, które - jak twierdzą Rosjanie - było zestrzelonym ukraińskim dronem Chaklun-V, niosącym 6-kilogramowy ładunek wybuchowy, który nie eksplodował - przekazała agencja Reutera. Ministerstwo nie wyjaśniło jednak, w jaki sposób ustalono, co było celem tego urządzenia.

Podczas spotkania z dziennikarzami, zorganizowanego w celu przekazania informacji o ataku, dowódca obrony przeciwlotniczej w rosyjskich Wojskach Powietrzno-Kosmicznych, generał Aleksandr Romanienkow, zaprezentował nagranie ukazujące szczątki drona oraz m.in. mapę, przedstawiającą rzekome trasy lotu i miejsca zestrzeleń ukraińskich bezzałogowców, jakoby użytych do ataku.

Sprzeczności w rosyjskim przekazie

Romanienkow powiedział, że 91 dronów zostało wystrzelonych z ukraińskich regionów Sumy i Czernihowa w "starannie zaplanowanym" ataku, który - jak twierdzi - został udaremniony przez rosyjskie systemy obrony powietrznej, nie spowodował żadnych szkód i nie zranił nikogo - przekazał Reuters.

Tymczasem ministerstwo obrony Rosji przekazało w poniedziałek rano, że nad całym krajem strącono bądź zniszczono 89 dronów, w tym 18 nad obwodem nowogrodzkim. To pięciokrotnie mniej niż liczba deklarowana m.in. przez szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa.

Do rzekomego ataku miało dojść w czasie rozmów na Florydzie prezydentów USA i Ukrainy, Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego - twierdził Ławrow.

Rosja próbuje zablokować postępy w rozmowach pokojowych

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski kategorycznie zaprzeczył, by wojska ukraińskie przeprowadziły atak na rezydencję Putina. W podobnym tonie wypowiedział się m.in. szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Sybiha.

Kijów twierdzi, że Moskwa nie przedstawiła żadnych dowodów na poparcie swoich zarzutów i że Rosja wymyśliła rzekomy atak, aby zablokować postępy w rozmowach na temat zakończenia wojny w Ukrainie.

Sprawę skomentował w poniedziałek prezydent USA Donald Trump, mówiąc, że Putin poinformował go o rzekomym ukraińskim ataku, przez co Trump był "bardzo zły". Przyznał jednak, że możliwe, że do nalotu w ogóle nie doszło.