Czy Marine Le Pen wygra wyścig do Pałacu Elizejskiego? Pytanie to stawia wielu paryskich obserwatorów w związku ze znaczącym wzrostem popularności szefowej radykalnej prawicy w sondażach przed jutrzejszą pierwszą turą wyborów prezydenckich we Francji.

Publikowanie rezultatów nowych sondaży jest już od dzisiaj zakazane we Francji w związku z cisza wyborcza. Obserwatorzy podkreślają jednak, że w ciągu ostatniego miesiąca popularność Marine Le Pen szybko rosła - i w końcu prawie dogoniła ona Emmanuela Macrona. 

Z ostatniego sondażu ośrodka Elabe wynika, że w niedzielnej pierwszej turze glosowania różnica między Macronem i Le Pen nie przekroczy 1 proc. Na obecnego prezydenta chce zagłosować 26 proc. Francuzów, a na kandydatkę radykalnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego - 25 proc. Natomiast w drugiej turze wyborów zaplanowanej na 24 kwietnia na ubiegającego się o reelekcję Macrona zagłosować ma 51 proc, ankietowanych, a na jego rywalkę - 49 procent. Inne sondaże zapowiadają nieco większą różnicę, ale większość komentatorów podkreśla, że po raz pierwszy Marine Le Pen ma realne szanse na zwycięstwo w wyścigu do Pałacu Elizejskiego.

Kontrowersyjna propozycja

Część paryskich komentatorów nie wyklucza wiec swoistego rodzaju "trzęsienia ziemi" na francuskiej scenie politycznej. Towarzyszy temu polemika na temat tej części programu wyborczego Marine Le Pen, w której proponuje ona "sojusz Francji z Rosja w dziedzinie europejskiego bezpieczeństwa".

Już kilka dni temu Marine Le Pen wyjaśniła w wywiadzie dla największej francuskiej sieci telewizyjnej TF1, że jej program wyborczy opracowany został przed rosyjską inwazją na Ukrainę, którą potępiła. Zasugerowała, że były wtedy "inne czasy" i dlatego ta propozycja znalazła się w jej programie.

Zaskakujące jest jednak, że nie wprowadziła później żadnych zmian w swoim programie, choćby w jego wersji dostępnej na jej stronach internetowych. Marine Le Pen ciągle zapowiada tam sojusz Francji z Rosją w dziedzinie europejskiego bezpieczeństwa, walki z terroryzmem i rozwiązywania problemów w różnych regionach świata. Niektórzy obserwatorzy zastanawiają się więc, czy Marine Le Pen chodzi o taki sam sposób rozwiązywania problemów, jak w np. Buczy czy Mariupolu.

We wczorajszym wywiadzie dla publicznej stacji radiowej France Info Marine Le Pen zasugerowała ostatecznie, że nie zamierza usunąć ze swojego programu propozycji sojuszu z Rosją w dziedzinie europejskiego bezpieczeństwa. Potwierdziła też, że zdecydowanie sprzeciwia się ewentualnemu wprowadzeniu unijnego embarga na import rosyjskiego gazu i ropy, bo jej zdaniem zbyt boleśnie uderzyłoby to jej rodaków po kieszeniach.

Przypomnijmy, że już kilka dni wcześniej - w innym wywiadzie dla France Info - Marine Le Pen jednoznacznie oświadczyła, że po wojnie w Ukrainie Wladimir Putin może stać się sojusznikiem Francji. Zapowiada również wyprowadzenie Francji ze struktur wojskowych NATO, co zdaniem wielu obserwatorów może osłabić Sojusz Północnoatlantycki.

Wojna nie jest najważniejszą kwestią dla Francuzów

Wielu paryskich komentatorów sugeruje jednak, że relacje z Rosja nie są dla większości wyborców kwestia najważniejszą. Wojna w Ukrainie jest dla dużej części Francuzów czymś, co dzieje się dosyć daleko - bardziej interesują ich np. lepsze warunki bytowe, które obiecuje im Marine Le Pen. Szefowa radykalnej prawicy zapowiada m.in. drastyczną redukcję opodatkowania energii elektrycznej, paliw i produktów pierwszej potrzeby. 

Opracowanie: