20 lat po katastrofie w Czarnobylu nasz specjalny wysłannik dotarł do czwartego bloku elektrowni jądrowej. I choć wokół dziesiątkami kilometrów ciągnie się strefa, z której wysiedlono wszystkich mieszkańców przy dawnej elektrowni wciąż krzątają się ludzie.

Jak donosi ze strefy zero Krzysztof Zasada - uszkodzony reaktor jest wciąż wielkim zagrożeniem. Budynek, w którym są biura elektrowni stoi około 150 metrów od sarkofagu przykrywającego czwarty blok. Z okien roztacza się imponujący widok wielkiej betonowej budowli. Na niej na wysokości kilkudziesięciu metrów w żółtych i białych kombinezonach uwijają się pracownicy. Sprawdzają uszkodzenia ochronnej skorupy i starają się je łatać.

Co ciekawe prace trwają też wewnątrz sarkofagu. Tam jednak z powodu ogromnego poziomu promieniowania, robotnicy mogą jednorazowo przebywać tylko kilkanaście minut . Do tej pory wciąż istnieje niebezpieczeństwo miejscowego zawalenia się konstrukcji. Tak naprawdę ten sarkofag od początku nie był hermetyczny - powiedziała specjalnemu wysłannikowi RMF w Czarnobyla Lidia Marusicz z szefostwa elektrowni.

Na całym terenie pracuje do 2 tysięcy ludzi dowożonych specjalnym pociągiem spoza strefy. Wielu w wolnych chwilach staje nad zbiornikiem wodnym obok trzeciego bloku. Do wody wrzucają resztki chleba, do którego co jakiś czas podpływają gigantyczne sumy.

Czujniki poziomu radioaktywności na budynkach biurowych wciąż pokazują promieniowanie o natężeniu 1000-1200 mikrorentgenów na godzinę. To 60 razy więcej niż wynosi norma. "Czarnobyl i atom. 20 lat później" - specjalny dodatek znajdziecie także w Tygodniku Powszechnym.

Najbliższą Polsce elektrownią, która ma reaktory typu czarnobylskiego, choć znacznie unowocześnione, jest litewska Ignalina. W mieście, które zbudowano specjalnie dla pracowników tej elektrowni są specjalni wysłannicy radia RMF. Słuchajcie Faktów z miasta Visaginas już od 10.