Kubański przywódca Raul Castro zapowiedział obcięcie wydatków na edukację i opiekę zdrowotną. Występując w parlamencie, obiecał, że Kuba nie wprowadzi fundamentalnych zmian i nie wyrzeknie się rewolucji, nawet jeśli on sam i jego starszy brat, poprzednik na stanowisku, Fidel Castro, odejdą.

Były minister obrony, który w zeszłym roku objął stanowisko przewodniczącego Rady Państwa, nazwał wydatki budżetowe po prostu niezrównoważonymi. Zapowiedział, że rząd w poszukiwaniu oszczędności zreorganizuje wiejskie szkoły i zrewiduje darmowy system opieki zdrowotnej.

Nie wybrano mnie na przewodniczącego, aby przywracać na Kubie kapitalizm ani by wyrzec się rewolucji, która pół wieku temu obaliła dyktatora Fulgentio Batistę - powiedział Raul Castro. Zostałem wybrany, aby socjalizmu bronić, budować go i doskonalić, a nie by go zniszczyć - mówił do deputowanych, którzy urządzili mu w parlamencie owację na stojąco. Wypowiedź Castro jest reakcją na słowa amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton, że Waszyngton, zanim przystąpi do poprawy stosunków z Kubą, chciałby wpierw zobaczyć tam gospodarcze i społeczne reformy.

Castro podkreślał gotowość do negocjowania lepszych stosunków z USA i przyznał, że za administracji prezydenta Baracka Obamy widać zmniejszenie agresywności i antykubańskiej retoryki. W odniesieniu do embargo handlowego, nałożonego 47 lat temu przez USA, powiedział, że jest gotów rozmawiać o wszystkim tu na Kubie, ale też o wszystkim tam w Stanach Zjednoczonych.

Raul Castro wspomniał o śmiertelności swego schorowanego, 82-letniego brata, chociaż czołowi przedstawiciele Kuby niemal nigdy nie pozwalają sobie na publiczne wypowiedzi na ten temat. Z sarkazmem odniósł się do tych, którzy sądzą, że polityczny system na Kubie zawali się po śmierci Fidela i nas wszystkich. Jeśli tak sądzą, to są skazani na niepowodzenie - powiedział. Przed przemówieniem Raula Castro deputowani zatwierdzili utworzenie nowego biura do walki z korupcją i kontroli państwowych wydatków.

Kubański rząd sprawuje kontrolę nad ponad 90 procentami gospodarki i wypłaca średnie pensje w wysokości około 20 dolarów miesięcznie, co oznacza, że część pracowników, by związać koniec z końcem, kradnie w pracy żywność, elektronikę i wszystko, co się tylko da, by odsprzedać to potem na czarnym rynku - wyjaśnia agencja AP. Nowy urząd do walki z korupcją prawdopodobnie w niewielkim stopniu przyczyni się do oszczędności - przewiduje.

AP przypomina, że trzy huragany latem zeszłego roku spowodowały straty sięgające ponad 10 mld dolarów i zniszczyły zapasy zboża zgromadzone przez rząd, by przeciwdziałać podwyżkom żywności. Globalna recesja odcisnęła się również na wpływach z kubańskiego eksportu.