Mosze Kacaw stawił się w więzieniu w Massijahu, gdzie będzie odsiadywał wyrok siedmiu lat więzienia za przestępstwa seksualne. "Grzebiecie mnie żywcem" - powiedział Kacaw dziennikarzom przed swoim domem, tuż przed wyjazdem do zakładu karnego. Za kratkami, Kacaw spotka dwóch osadzonych, którym - jeszcze jako prezydent - odmówił ułaskawienia.

Policja otoczyła ulicę przy której mieszka Kacaw. Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa wprowadzono też w okolicy więzienia, m.in. zamknięto drogę dojazdową. Byłego prezydenta otaczała grupa zwolenników, którzy skandowali "Mosze, kochamy cię!", "Jesteś prawy!". Gdy Kacaw wsiadał do samochodu, w gronie tłoczących się ludzi doszło do przepychanek. Pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw, ze mną lub beze mnie - stwierdził Kacaw.

Kacaw trafił do specjalnej części zakładu karnego, przeznaczonej dla osób wierzących i praktykujących. Tacy więźniowie są w tym zakładzie przetrzymywani oddzielnie. Religijni więźniowie większość czasu spędzają na modlitwach i studiowaniu Tory, niektórzy pracują w więziennych warsztatach. Nie muszą nosić uniformów. W oddziale, do którego trafił Kacaw, nie ma telewizorów, ale były prezydent będzie mógł słuchać radia.

Mosze Kacaw będzie dzielić celę ze skazanym za łapówkarstwo byłym ministrem Szlomo Benizrim z religijnej partii Szaas. Kolega zza krat już zapowiedział, że pomoże byłemu prezydentowi przystosować się do życia w więzieniu.

W tym samym oddziale więzienia, znajduje się też dwóch osadzonych, którym - jeszcze jako prezydent - Kacaw odmówił ułaskawienia. We wczorajszym wywiadzie dla "New York Timesa" były prezydent stwierdził, że żałuje, że odmawiał skazanym łaski z automatu, bo teraz - jak powiedział - rozumie, że wśród skazanych są też ludzie niewinni.

30 grudnia 2010 roku Kacaw został uznany winnym dwóch przypadków gwałtu i innych przestępstw seksualnych. Skazano go także za utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. W marcu Sąd Okręgowy w Tel Awiwie wymierzył mu karę siedmiu lat więzienia oraz dwa lata w zawieszeniu i wypłatę odszkodowania pokrzywdzonym kobietom. 10 listopada Sąd Najwyższy odrzucił apelację byłego prezydenta i podtrzymał wyrok sądu niższej instancji.

Kacaw zaprzecza, że dopuścił się gwałtów. Przyznał się do "niewinnych pocałunków i obejmowania". Kacaw podał się do dymisji w lipcu 2007 roku. Zapowiadał walkę o oczyszczenie swego imienia. W 2008 roku odrzucił porozumienie stron, które pozwoliłoby mu uniknąć procesu w zamian za przyznanie się do molestowania pracownic, nieprzyzwoitych czynów oraz do nękania świadków.