Burzliwy przebieg miała telewizyjna debata pięciu najpoważniejszych kandydatów we francuskich wyborach prezydenckich. Do szczególnie ostrej wymiany zdań doszło między liderką skrajnej prawicy Marine Le Pen a socjaldemokratą Emmanuelem Macronem.

Burzliwy przebieg miała telewizyjna debata pięciu najpoważniejszych kandydatów we francuskich wyborach prezydenckich. Do szczególnie ostrej wymiany zdań doszło między liderką skrajnej prawicy Marine Le Pen a socjaldemokratą Emmanuelem Macronem.
Francois Fillon, Emmanuel Macron, Jean-Luc Melenchon, Marine Le Pen i Benoit Hamon tuż przed debatą /PATRICK KOVARIK/POOL /PAP/EPA

Podczas debaty kandydaci odpowiadali na pytania dotyczące m.in. kwestii socjalnych, ekonomicznych, imigracji i pozycji Francji na świecie. Każdy z nich miał półtorej minuty na przedstawienie swego stanowiska w danej sprawie.

Do szczególnie ostrej wymiany zdań doszło między Marine Le Pen a Emmanuelem Macronem po tym, jak szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego zarzuciła socjaldemokracie, że ten opowiadał się w ubiegłym roku przeciwko wprowadzeniu zakazu noszenia burkini - muzułmańskiego kostiumu kąpielowego dla kobiet, zakrywającego prawie całe ciało. Macron zarzucił Le Pen prowokację. Przeinaczając prawdę, okłamuje pani wyborców - stwierdził 39-letni socjaldemokrata, startujący w wyborach jako kandydat niezależny.

Przedstawiciel republikańskiej prawicy Francois Fillon - borykający się ostatnio z poważnymi kłopotami po tym, jak postawiono mu formalne zarzuty sprzeniewierzenia środków publicznych poprzez fikcyjne zatrudnianie rodziny i opublikowanie nieprawdziwych deklaracji majątkowych - podczas debaty zwracał uwagę na doświadczenie, jakie zdobył pełniąc urząd premiera Francji. Zapowiedział również, że chce przeprowadzić daleko idące reformy gospodarcze.

Stanowiska kandydatów były rozbieżne także w kwestii imigracji. Podczas gdy Le Pen zapowiedziała, że chce powstrzymać we Francji to zjawisko, socjalista Benoit Hamon podkreślał, że udział obcokrajowców w populacji kraju pozostaje na ustabilizowanym poziomie od lat 30. Z kolei według przywódcy skrajnej lewicy Jeana-Luca Melenchona, ograniczenie skali zjawiska imigracji jest niewykonalne.

Jak komentuje agencja Reutera - zaznaczając, że prawie 40 procent uprawnionych do głosowania Francuzów wciąż nie zdecydowało, kogo poprze - poniedziałkowa debata może pomóc wyborcom podjąć decyzję.

Pierwsza tura francuskich wyborów prezydenckich odbędzie się 23 kwietnia, druga - 7 maja.


(e)