To była niespokojna noc w Sofii. Przed parlamentem znowu doszło do starć policji z protestującymi, którzy domagają się dymisji premiera i prokuratora generalnego. Demonstracje w Bułgarii trwają niemal dwa miesiące.

Protestujący chcą ustąpienia premiera Bojko Borisowa i jego rządu oraz prokuratora generalnego Iwana Geszewa.

W środę w Sofii po wakacyjnej przerwie obradował parlament. W protestach - według informacji policji - brało udział około 2 tys. osób. W stronę policjantów broniących parlamentu poleciały petardy, kamienie, a także stoły i krzesła z pobliskiego miasteczka namiotowego. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego. Doszło też do próby wdarcia się do budynku parlamentu.

Gdzie jest Unia?

Bułgarskie media, relacjonując światowe echa antyrządowych protestów, z rozczarowaniem piszą o braku reakcji ze strony UE. Rozczarowani są też protestujący, bo ich zdaniem KE nie może nie orientować się w sytuacji w Bułgarii, nie wiedzieć o korupcji, malwersacjach funduszami unijnymi i braku niezależności systemu sądowniczego.

Przed ambasadą Niemiec, stałym przedstawicielstwem KE w Sofii, a także przed siedzibą kanclerz Angeli Merkel w Berlinie Bułgarzy kilkakrotnie organizowali protesty. Akcje odbywały się pod hasłem: Otwierany oczy na wydarzenia w Bułgarii.

W środę, jak donoszą portale euroactiv.bg i Dnewnik, w Brukseli w siedzibie EPL odmówiono przyjęcia protestujących Bułgarów, którzy chcieli spotkać się z jej liderem Donaldem Tuskiem. Zostawili oni adresowany do niego i do szefa klubu EPL w Parlamencie Europejskim Manfreda Webera list z pytaniem czy dla nich stanowisko Borisowa jest do zaakceptowania. Do Webera skierowano również pytanie, czy podtrzymuje swoje stanowisko z 10 lipca, gdy tuż po wybuchu antyrządowych protestów, zadeklarował, że EPL popiera Borisowa.

"Na pytanie dlaczego w Brukseli premierowi Borisowowi przebacza się tak wiele, odpowiedź brzmi, że chodzi o skomplikowaną sieć wzajemnych zależności wewnątrz UE" - napisał szef bułgarskiej redakcji Deutsche Welle Aleksander Andreew. Dodał jednak, że "można przewidzieć, że zarówno w Brukseli, jak i w Berlinie odetchnęliby z ulgą, gdyby żądania protestujących zostały spełnione i obecny rząd w Sofii szybko odszedł po wyborach, po których nowy gabinet nareszcie zająłby się walką z korupcją".