Sobota przyniosła napięte chwile na ulicach serbskiej stolicy, a echa wydarzeń rozchodzą się szeroko, wywołując liczne pytania i domysły. Część osób uważa, że w trakcie protestu w Belgradzie służby użyły broni sonicznej przeciwko protestującym. Prokuratura twierdzi, że zebrane dotąd dowody wykluczają taką wersję wydarzeń. Minister spraw wewnętrznych Serbii Ivica Daczić poprosił jednak amerykańskie FBI o pomoc w rozwiązaniu sprawy.

Prokuratura zaznaczyła wczoraj, że "z raportów MSW, ministerstwa obrony, ministerstwa zdrowia i wywiadu jednoznacznie wynika, że nikt z przedstawicieli tych instytucji nie słyszał ani nie używał broni sonicznej".

Z dokumentów dostarczonych przez resort zdrowia wynika także, że pacjenci zgłaszający się do szpitali w Belgradzie w ostatnich dniach nie wykazywali objawów ostrego urazu akustycznego ani innych uszkodzeń, które mogłyby być spowodowane hałasem o częstotliwości powyżej 100 decybeli. Te informacje zdają się potwierdzać wstępne ustalenia, zgodnie z którymi broń soniczna nie została użyta podczas protestów.

Dwie wersje wydarzeń

Podczas protestu odnotowano kilka incydentów, w tym głośny huk, który doprowadził do krótkotrwałego wybuchu paniki wśród zgromadzonych w centrum serbskiej stolicy demonstrantów. W mediach tradycyjnych i społecznościowych pojawiły się dwie wersje wydarzenia. Według jednej w tłum rzucono petardę, według drugiej to policja użyła przeciwko protestującym urządzenia emitującego fale dźwiękowe.

Komisja Europejska wezwała w poniedziałek Belgrad do "szybkiego, przejrzystego i wiarygodnego" dochodzenia w sprawie.

Zaproszenie dla FBI

Minister spraw wewnętrznych Serbii Ivica Daczić zwrócił się we wtorek oficjalnie do Kasha Patela, dyrektora amerykańskiego FBI, z zaproszeniem do pomocy w "ustaleniu wszystkich okoliczności zdarzenia".

W poniedziałek Daczić zapewnił, że "serbska policja nigdy w swojej historii nie korzystała ze środków zabronionych, w tym z broni sonicznej".

Masowe protesty w Serbii po katastrofie na dworcu

Zorganizowany w sobotę przez studentów protest był kolejną z serii demonstracji, będących odpowiedzią na tragedię na dworcu kolejowym w Nowym Sadzie, w wyniku której w listopadzie 2024 r. zginęło 15 osób.

Demonstranci zarzucają władzy korupcję i zaniedbania, które - ich zdaniem - doprowadziły do zawalenia się części dachu dworca.