Sobota przyniosła napięte chwile na ulicach serbskiej stolicy, a echa wydarzeń rozchodzą się szeroko, wywołując liczne pytania i domysły. Część osób uważa, że w trakcie protestu w Belgradzie służby użyły broni sonicznej przeciwko protestującym. Prokuratura twierdzi, że zebrane dotąd dowody wykluczają taką wersję wydarzeń. Minister spraw wewnętrznych Serbii Ivica Daczić poprosił jednak amerykańskie FBI o pomoc w rozwiązaniu sprawy.
Prokuratura zaznaczyła wczoraj, że "z raportów MSW, ministerstwa obrony, ministerstwa zdrowia i wywiadu jednoznacznie wynika, że nikt z przedstawicieli tych instytucji nie słyszał ani nie używał broni sonicznej".
Z dokumentów dostarczonych przez resort zdrowia wynika także, że pacjenci zgłaszający się do szpitali w Belgradzie w ostatnich dniach nie wykazywali objawów ostrego urazu akustycznego ani innych uszkodzeń, które mogłyby być spowodowane hałasem o częstotliwości powyżej 100 decybeli. Te informacje zdają się potwierdzać wstępne ustalenia, zgodnie z którymi broń soniczna nie została użyta podczas protestów.
Podczas protestu odnotowano kilka incydentów, w tym głośny huk, który doprowadził do krótkotrwałego wybuchu paniki wśród zgromadzonych w centrum serbskiej stolicy demonstrantów. W mediach tradycyjnych i społecznościowych pojawiły się dwie wersje wydarzenia. Według jednej w tłum rzucono petardę, według drugiej to policja użyła przeciwko protestującym urządzenia emitującego fale dźwiękowe.


