„Turyści jedźcie do domu” – takie transparenty pojawiają się coraz częściej na budynkach Barcelony. Mieszkańcy stolicy Katalonii buntują się przeciwko masowemu napływowi zagranicznych turystów.

Dziesiątki tysięcy ludzi na najsłynniejszym deptaku, La Rambla, rzeka turystów na pobliskim placu Catalunya, tysiące szturmujące park zaprojektowany przez Antoniego Gaudiego, jego słynne kamienice i symbol miasta, czyli bazylikę Sagrada Familia – tak wygląda teraz Barcelona.

Do granic możliwości zatłoczone jest metro i pociąg na lotnisko. Do wielu barów i restauracji trzeba stać w kolejce, czasem nawet godzinę. Przejście przez większość szerokich alei metropolii to mozolne przedzieranie się w zwartym wielojęzycznym pochodzie. Na skwerach z huśtawkami dla dzieci brakuje miejsc na ławkach dla ich rodziców i opiekunów; wszystkie okupują turyści.

To wszystko to rezultat czterokrotnego w ostatnich latach wzrostu liczby turystów przybywających do Barcelony. W zeszłym roku miasto zamieszkane przez 1,6 miliona osób odwiedziło 7,5 miliona. W tym roku liczba ta, jak wynika z analiz całej branży, będzie jeszcze wyższa.

Hiszpańska i włoska prasa opublikowały niedawno zdjęcia kompletnie nagich Włochów rozrabiających przed sklepem. Takie przypadki zaostrzyły jeszcze protesty mieszkańców Barcelony. Niektórzy na swoich balkonach wywiesili hasła nawołujące zagranicznych turystów, by wracali do domów.

Nowa burmistrz miasta Ada Colau, zaprzysiężona w czerwcu przedstawicielka lewicowego porozumienia wyborczego Wspólna Barcelona, postanowiła wypowiedzieć wojnę przede wszystkim dzikiej turystce, czyli pladze nielegalnych sieci wynajmu mieszkań turystom, głównie za pośrednictwem internetu. W niektórych dzielnicach, jak wynika z analiz dokonanych przez specjalne firmy „detektywistyczne”, monitorujące i ścigające to zjawisko, na kilometrze kwadratowym można znaleźć 70 nielegalnie wynajętych turystom mieszkań.

To wszystko wyrządza olbrzymie szkody wizerunkowi miasta - argumentuje burmistrz i apeluje o radykalną zmianę turystyki na rzecz tej zrównoważonej, dostosowanej do możliwości stolicy Katalonii. Już zapadła decyzja o zawieszeniu przynajmniej na rok udzielania koncesji na budowę nowych hoteli. To prawdziwa rewolucja w mieście, którego 14 procent wpływów pochodzi właśnie z turystyki.

Burmistrz przywołała Wenecję jako najbardziej negatywny jej zdaniem przykład tego, czym kończy się niczym niekontrolowana turystyka. Nie chciałabym, aby Barcelona stała się nową Wenecją, gdzie turyści przepędzili mieszkańców – oświadczyła. Jej słowa wywołały oburzenie nowego burmistrza miasta nad Canal Grande, Luigiego Brugnaro. Uznał on wypowiedź Ady Colau za krzywdzącą dla wizerunku Wenecji i wręcz obraźliwą. Zaprosił burmistrz do swego miasta, by - jak dodał w wydanym oświadczeniu - mogła podziwiać jego nadzwyczajne piękno. Może dzięki temu zmieniłaby zdanie i przekonała się, że Wenecja żyje i chce żyć - oznajmił Brugnaro.

(mpw)