Od wielu lat mieszkańcy Barcelony narzekali na wciąż rosnącą liczbę turystów odwiedzających miasto. Plan firmowany przez burmistrz Adę Colau ma być odpowiedzią na ich niezadowolenie. Rada miasta uchwaliła w piątek prawo będące przedmiotem wielu kontrowersji. Zakazuje ono zakładania wszelkich nowych przedsiębiorstw, oferujących miejsca noclegowe w historycznym centrum oraz reguluje działalność tych już istniejących na terenie całej aglomeracji.

Od wielu lat mieszkańcy Barcelony narzekali na wciąż rosnącą liczbę turystów odwiedzających miasto. Plan firmowany przez burmistrz Adę Colau ma być odpowiedzią na ich niezadowolenie. Rada miasta uchwaliła w piątek prawo będące przedmiotem wielu kontrowersji. Zakazuje ono zakładania wszelkich nowych przedsiębiorstw, oferujących miejsca noclegowe w historycznym centrum oraz reguluje działalność tych już istniejących na terenie całej aglomeracji.
Plaża w Barcelonie przyciąga rocznie miliony turystów /ANDREU DALMAU /PAP/EPA

Uchwalone prawo jest odpowiedzią na nastroje społeczności niezadowolonej ze stopniowego przejmowania miasta przez odwiedzających. Zeszłego roku licząca sobie 1,6 miliona populacja Barcelony była zdecydowaną mniejszością w porównaniu z szacowaną na 32 mln liczbą turystów, którzy odwiedzili stolicę Katalonii w ciągu 2016 roku.

Uchwała rady miasta zbiegła się w czasie z planowaną na dzisiaj "okupacją" słynnej ulicy La Rambla, postrzeganej przez wielu jako symbol nieokiełznanego przepływu turystów.

Pod hasłem "Barcelona nie jest na sprzedaż" protestujący będą wzywać do zakończenia spekulacji cenami nieruchomości, które zmuszają gorzej sytuowanych mieszkańców do wyprowadzania się za miasto i poszukiwania niskopłatnych prac w usługach związanych z przemysłem turystycznym.

W badaniu przeprowadzonym przez radę miasta w październiku zeszłego roku dotyczącym problemów miasta, które barcelończycy uznają za najpoważniejsze, turystyka ustąpiła miejsca jedynie bezrobociu.

Nowe prawo przewiduje podzielenie miasta na 4 oddzielnie regulowane strefy, z których pierwsza - historyczne centrum miasta - zaznać ma "naturalnego uszczuplenia" sektora hotelarskiego. Oznacza to, że raz zamknięte placówki oferujące miejsca noclegowe nie będą zastępowane innymi. Otwieranie nowych miejsc tego typu dopuszczone będzie wyłącznie na obrzeżach miasta, a i tam wyznaczane będą limity. Regulacjom poddany zostanie też proces przyznawania licencji na prowadzenie działalności hotelarskiej.

Dyskutowana propozycja spotkała się z gwałtownym oporem przemysłu turystycznego. Jego przedstawiciele twierdzą, że prawo to demonizuje turystów oraz że ograniczanie wzrostu może tylko zaszkodzić i tak już słabej ekonomii miasta. Turystyka bowiem zgodnie z danymi na 2014 rok odpowiada za ok. 12 proc. z 72 miliardy euro rocznego dochodu stolicy Katalonii.

Problem nie tylko Barcelony

Doświadczenie uciążliwego natłoku turystów nie jest problemem wyłącznie Barcelony. Ostatnio głośno było o zmaganiach, jakie na tym polu prowadziły władze Amsterdamu. Stosunek liczby turystów do liczby mieszkańców jest tam nawet większy - w 2016 roku miasto o populacji 850 tys. odwiedziło aż 17 mln przyjezdnych. Tendencja jest wyraźnie rosnąca. Jeszcze pięć lat wcześniej turystów było tam 12 mln.

W trakcie szczytu poświęconego turystyce, który odbył się w listopadzie ubiegłego roku w Barcelonie, władze Amsterdamu wynegocjowały umowę z Airbnb, na mocy której długość wynajmu mieszkań udostępnianych na tym portalu ograniczona została do 60 dni.

Wraz z innymi europejskimi miastami, takimi jak Paryż, Lizbona, Wiedeń, Madryt czy Reykjavik osiągnięto też porozumienie z UE i Airbnb umożliwiające przepływ informacji o osobach nielegalnie podnajmujących swoje mieszkania na internecie.

Innymi rozwiązaniami dyskutowanymi przez władze Amsterdamu są m.in. zakaz wjazdu do historycznego centrum dla autobusów turystycznych oraz przeniesienie terminalu statków wycieczkowych do innej części miasta.

Źródło politico.eu/The Guardian (jhc)